5 dowodów na to, że nie warto czytać Greya – E.L. James


Tydzień temu przekonywałam Was, dlaczego warto poznać losy Any i Christiana opisane z perspektywy Szarego. Dziś obiecane anty-argumenty – dla wszystkich tych, którzy nie chcą mieć nic wspólnego z Greyem i jego twarzami oraz dla tych, którzy mimo sympatii do trylogii nie wiedzą czy warto czytać książkę Grey. Pięćdziesiąt twarzy Greya oczami Christiana.


Tytuł: Grey. Pięćdziesiąt twarzy Greya oczami Christiana.
Autor: E.L. James
Wydawnictwo: Sonia Draga 2015


Opis wydawcy: Christian Grey sprawuje kontrolę nad wszystkim; żyje w świecie poukładanym, a sobie i innym narzuca duża dyscyplinę. Jego życie jest pozbawione emocji do dnia, gdy do jego biura wpada Anastasia Steele, kobieta o niesfornych brązowych włosach i zgrabnych nogach. Próbuje o niej zapomnieć, ale to tylko pogłębia jego uczucia, których nie potrafi zrozumieć i którym nie zdoła się oprzeć. W przeciwieństwie do kobiet, które poznał w przeszłości, Ana jest nieśmiała, zjawiskowa i zdaje się, że przejrzała, iż za cudownym dzieckiem biznesu i stylem życia właściciela luksusowego apartamentu, kryje się chłodne i zranione serce Christiana.

Czy relacja z Aną pozwoli Christianowi pokonać koszmary dzieciństwa, które nadal go nawiedzają? Czy jego mroczne pragnienia seksualne, potrzeba ciągłej dominacji i wstręt do siebie odstraszą Anę i zniszczą kruchą nadzieję, którą jedynie ona może mu dać?

Greya (Pięćdziesiąt twarzy Greya oczami Christiana) nie warto czytać ponieważ:

1
To szkodliwa powieść, wypełniona pogardą dla kobiet, w dodatku idealizująca toksyczne relacje w związku.
„Grey” to przepisane „Pięćdziesiąt twarzy Greya” z okazjonalnie dorzuconą króciutką retrospekcją, która właściwie niczego nie wnosi. Obietnica „świeżej perspektywy” jest paskudnym kłamstwem, bo nie dość, że to odgrzewany kotlet, to na dodatek śmierdzi zepsuciem i zgnilizną. Poprzednie trzy tomy jakoś dawały sobie radę w odpieraniu zarzutów krytyków dotyczących gloryfikacji przemocy. „Grey” nie ma już żadnego argumentu, by sobie pomóc. To erotyk wypełniony pogardą w stosunku do kobiet, idealizowaniem toksycznego związku i pokracznym, skrzywionym obrazem relacji BDSM.

Natalia_Lena
2
Niszczy obraz Greya jako chłodnego, wykształconego mężczyzny obarczonego problemami.
Wiele czytelniczek wyobrażało go sobie jako chłodnego, inteligentnego, wykształconego mężczyznę, któremu po prostu nie da się oprzeć. Konfrontacja tego wyobrażenia z "Greyem" jest delikatnie mówiąc bolesna. To trochę tak, jakby czytelnik całował żabę z nadzieją, że ta przemieni się w księcia, podczas gdy ta wredota zamienia się w karalucha. O ile wcześniej łudziliśmy się, że małomówność Greya ma na celu zbudować erotyczne napięcie, o tyle teraz wiemy już, że biedak nie mówi, bo musi poradzić sobie z całą masą pytań, jakie produkuje jego ... mózg? A może jednak inna część ciała... Niestety natura nie obdarzyła go wewnętrzną boginią lub boginem, dlatego pytania pozostają bez odpowiedzi. Oj męczy się nasz biedak, analizując każdy ruch Any i nieustannie zadając sobie pytanie, czy pozwoli się zaliczyć. Język, jakim posługuje się mózg, tudzież inna część ciała Greya, woła o pomstę do nieba. Większego słownictwa i bardziej składnych wypowiedzi można doczekać się pod niemal każdą budką z piwem. Jakby tego było mało, znakomita część "przemyśleń" obraca się wokół seksu. I tak Grey albo myśli o tym, jak bardzo by chciał zaliczyć pannę Steele, albo o tym, jak jego ciało, tudzież jednak konkretna część ciała, reaguje na jej zachowanie, albo denerwuje się tym, że każda napotkana dama waży się do niego uśmiechać, co oczywiście jest równoznaczne z faktem, że pragnie go zaliczyć...

Moje książki
3
Wywołuje odrazę wulgarnym językiem i razi przekładem.
(...) Autorka ślizga się niezbyt umiejętnie po powierzchni problemu stawiając na kiczowate dialogi, opisy zbliżeń seksualnych i przemyśleń głównego bohatera. Ponadto razi kiepskie tłumaczenie, brak spójności z przekładem wcześniejszej trylogii oraz wulgarny język. Nie każdy wulgaryzm z angielskiego dobrze tłumaczy się na polski. Za dużo słów na "k" i "p" sprawia, że język książki jest nie tylko płytki ale wręcz prymitywny. .

4
Nie rozwija wątku przeszłości Christiana i jest jedynie odcinaniem kuponów od sławy pani James.

Przeszłość Greya jest zarysowana bardzo słabo – pokazywana jest jedynie jako senne koszmary, goniąca go przeszłość, niepozwalająca się od siebie uwolnić inaczej, jak dzięki byciu w pobliżu ukochanej, zdolnej ukoić ból. W tych jednak nie ma miejsca na konkretne przedstawienie historii. Znów mamy szarpane wątki, urywane co rusz.

Pierwszy tom trylogii spotkał się z oburzeniem i wieloma zarzutami, na które można było odpowiedzieć jedynie – nie chcesz, nie czytaj. Teraz emocje nie są już tak wielkie – autorzy wyczuli co się sprzedaje, toteż powieści erotyczne przeżyły swój kolejny renesans, nierzadko zaśmiecając sklepowe półki i powielając schematy i tak już powielone przez James, która – nie da się ukryć – dobrze wykorzystała swój moment i wciąż pozostaje w tym niedościgniona.


Lego Ergo Sum
5
Obiektywnie rzecz ujmując, to po prostu odgrzewany kotlet...
Książkę "Grey" opisałabym najchętniej jednym zdaniem: "przeżyjmy to jeszcze raz". Miałam wrażenie, że po raz kolejny czytam "Pięćdziesiąt twarzy Greya" o tylko lekko zmienionej treści. Poza kilkoma fragmentami nie ma tutaj nic, co byłoby znaczącą nowością dla czytelnika. Mamy te same sytuacje opisane z punktu widzenia Christiana, ale jak dla mnie nie ma w nich nic spektakularnego.



Zniechęciłam Was? Jeśli szukacie argumentów dlaczego jednak warto przeczytać książkę, zajrzyjcie TUTAJ. Czekam na komentarze ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw ślad po sobie i proszę, nie obrażaj nikogo.
Masz pytania, wnioski, spostrzeżenia? Pisz śmiało ;)