Nieważne jak zaczyna, ważne jak kończy, czyli wywiad z Diane Rose


Diane Rose to pseudonim młodej autorki, której książkę objęłam patronatem medialnym. Carpe Diem okazało się udanym, wzruszającym debiutem i mam nadzieję, że to dopiero początek obiecującej drogi młodej pisarki. Specjalnie dla Was zapytałam Dianę o kilka kwestii. Zachęcam do lektury.


Gdy patrzę w lustro, widzę... najpiękniejszą, najmądrzejszą i w ogóle naj osobę ever 😁 Tak, tak wiem mam za duże ego, ale już jest za późno na to, żeby coś z tym zrobić, zresztą po co? Dobrze mi z tym, jeśli nie wierzyłabym w siebie, nigdy nie doszłabym do miejsca, w którym jestem. Nigdy również nie zebrałabym w sobie odwagi na to, żeby ruszyć dalej.

Książka doskonała... to ta, której jeszcze nie napisałam. Napisałam „Carpe diem” i kilka książek, które być może kiedyś doczekają się wydania. Myślę jednak, że żadna z nich nie była i nie będzie idealna. Jeśli uznałabym, że którakolwiek z książek, które napisałam jest idealna to nie miałabym powodu, żeby pisać dalej, prawda? A ja to bardzo lubię i pragnę się wciąż rozwijać. Istnieje również możliwość, że pisałabym dalej, ale spoczęła na laurach i płynęła na sławie, zamiast iść dalej, do przodu, a to naprawdę nie jest dobre. Wolę, żeby wszystkie książki na mojej drodze pisarskiej były „niemal idealne”, ideałów nie potrzebuję :)

Już nigdy nie napiszę... powieści o miłości, czasie, przemijaniu i chwytaniu dnia….ŻART 😉 Miałam nigdy nie wracać do Carpe diem, ale chyba mam pomysł na drugi tom, nawet zaczęłam go pisać. Myślę jednak, że nie powstanie w najbliższym czasie. A wracając do pytania nie umiem na nie odpowiedzieć. Nie lubię niczego kategorycznie z góry zakładać. W końcu wszystko może się zdarzyć 😉

Polscy autorzy są… najlepsi na świecie i bardzo niedoceniani. Nie napisałam tego dlatego, że sama jestem teraz autorką, to nie tak. Po prostu z każdej strony słyszę słowa: „nie czytam polskich autorów”, „zagraniczni autorzy są lepsi”. To przecież nie tak działa. Wszystkie książki jakie płyną do nas z zagranicy co do zasady są dobre (oczywiście to nie zawsze się sprawdza). Jest tak dlatego, że żadne wydawnictwo nie wyda pieniędzy na prawa i tłumaczenie książki, która nie jest dość dobra lub bardzo ryzykowna. Na polskim rynku są pozycje lepsze i gorsze, bo nie ma tej dodatkowej selekcji. Nie ma nic w tym złego. Myślę, że wielu czytelników mogłoby dać po prostu szansę polskim autorom, którzy potrafią być lepsi od zagranicznych. Piszę to i jako recenzentka, i jako autorka. Zanim zaczęłam prowadzić blog faktycznie częściej sięgałam po książki zagraniczne, nie doceniałam polskich twórców, ale teraz nadrabiam zaległości i potrafię wskazać takich, którzy w niczym nie ustępują zagranicznym. Zachęcam do dania nam szansy, czasami warto.


Chciałabym napisać książkę, która... powali na kolana Angelikę i sprawi, że da mi dziesięć na dziesięć, ale do tego to mi jeszcze daleko ☺ Angelika, przyjmujesz wyzwanie? Kiedyś na pewno mi się uda!

Gdy miałam lat 10... spędzałam całe dnie na podwórku, łaziłam po drzewach, jeździłam konno, poznałam Harry’ego Pottera i polubiłam czytanie, tak mi zostało, chociaż z niewielkimi przerwami.

Zasady są po to, by... podczas pisania zapominać o ich istnieniu. Napisałabym, że nawet pisarze powinni trzymać się pewnych zasad, np. wstępu-rozwinięcia-zakończenia, ale znam książki, które zaczęły się od zakończenia i były świetne. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że w pisaniu nie ma zasad, a jeśli są to trzeba przymknąć na nie oko, tak jest ciekawiej.

Blogerzy i recenzenci... to bardzo ciekawe i niezwykle zróżnicowane środowisko. Ciężko mi wypowiadać się na ich temat, bo sama mogę określić się tym mianem. Każdy ma prawo recenzować książki, cieszyć się tym, bawić, chwalić, ganić, krytykować, mieć autorów, których uwielbia i tych, których nienawidzi. Czasami jednak wkurza mnie w blogosferze brak rzetelności. Nie, nie, nie wywyższam się, nie uważam, że robię coś lepiej od innych, a moim recenzjom na pewno można mnóstwo zarzucić, ale nigdy nie robię niczego na odwal. Nie lubię czytać recenzji, w których ktoś krytykuje książkę zaczynając od słów “Przeczytałem zaledwie dwadzieścia stron i miałem dosyć. Muszę wam powiedzieć, że ta książka jest do dupy”. Jeśli bierzesz książkę od wydawnictwa za darmo i decydujesz się ją zrecenzować, to choćby książka była największym gniotem masz obowiązek przeczytać ją od deski do deski, tak mi się wydaje, tak nakazuje uczciwość. Nie lubię po prostu fali czystego hejtu, w dodatku od osób, które książki nie przeczytały. 

Mówiąc jednak o rzeczach weselszych, to dzięki blogosferze i recenzowaniu książek poznałam wiele ciekawych osób, np. Ciebie, Miłkę z bloga Mozaika Literacka, Krysię z Literackiego Świata Cyrysi, czy ostatnio Kasię z Kulturantek (to tylko przykłady, bo życzliwych blogerów mogłabym wymieniać bez końca). Właśnie za to lubię blogosferę, za kontakt z ludźmi, którzy uwielbiają czytać tak samo jak ja. Lubię również wpadać na naprawdę dobrze prowadzone strony o literaturze. Ostatnio nie mam czasu na częste odwiedziny u wszystkich, ale nadal są blogi, na które zawsze zaglądam, bo wiem, że ich autorzy nigdy mnie nie zawiodą. Książki polecane przez Miłkę, Angelikę, Tomka z Nowalijek czy Przemka z z bloga 3telnik mogę brać w ciemno. To chyba tyle, i tak pewnie napisałam o kilka słów za dużo. Blogosfera to temat na osobną dyskusję. Może kiedyś?

Kocham... życie, swoją rodzinę, pisanie, prawo, czytanie i recenzowanie. Bez pasji i bliskich mi osób nic nie byłoby warte zachodu.

Nienawidzę... niczego i nikogo, szkoda mi czasu na nienawiść.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw ślad po sobie i proszę, nie obrażaj nikogo.
Masz pytania, wnioski, spostrzeżenia? Pisz śmiało ;)