Wywiad z Danielem Koziarskim


Kilka dni temu mogliście przeczytać recenzję najnowszej książki Daniela Koziarskiego Miłość w czasach dyskontów. Dziś natomiast mam dla Was wyjątkowy wywiad z autorem, w którym pytam między innymi o twórcze inspiracje, pisarskie duety i uśmiercanie postaci. Przeczytajcie.


Daniel Koziarski
Daniel Koziarski – urodził się w 1979 roku w Gdyni. Z zamiłowania jest pisarzem, z zawodu prawnikiem. Zadebiutował w 2007 roku powieścią Kłopoty to moja specjalność, czyli kroniki socjopaty. Później wydał m.in. Zbrodnie pozamałżeńskie napisane w duecie z Agnieszką Lingas-Łoniewską, Kobietę, która wiedziała za mało i Ciemnokrąg. Lubi podróżować, wracać do starych komiksów i w sposób zjadliwy komentować rzeczywistość.



Gdy patrzę w lustro, widzę zmęczone oczy. 

Książka doskonała to taka, która swoim przesłaniem lub treścią wraca do nas w różnych momentach życia. 

Na pewno nie napiszę książki, która mówi ludziom, jak mają żyć i jak mogą osiągnąć szczęście i spełnienie, bo każdy musi taką książkę napisać sobie w głowie sam. 

Polscy autorzy są coraz bardziej liczną grupą (szkoda, że w takim tempie nie wzrasta w Polsce czytelnictwo). 

Zasady są po to, by porządkować nimi rzeczywistość w interesie ogółu, a nie powinny być tworzone, żeby sprzyjać interesowi jakiejś grupy. 

Kocham świadomość, że każdego dnia możemy zacząć nową opowieść. 

Nienawidzę - m.in. rozpychającego się i zdobywającego kolejne przyczółki chamstwa oraz hipokryzji. 


Miłość w czasach dyskontów zaskoczy tych czytelników, którzy spodziewają się romantycznej powieści obyczajowej. Myśli Pan, że we współczesnym świecie nie ma miejsca na prawdziwą miłość? Nie potrafimy jej znaleźć, czy zadowalamy się substytutami? 

Rzeczywistość wokół nas zmienia się co prawda, ale na miłość będzie w niej zawsze miejsce, w tym i na tę prawdziwą, która jest w stanie przetrwać niedogodności i próbę czasu. Niemniej jednak, ludzie żyją szybciej, bardziej łakomie, jednocześnie mają coraz mniej czasu, stając się coraz większymi egoistami – często z konieczności. I to na pewno ma jakieś przełożenie na ich wybory m.in. te uczuciowe i miłosne, w tym również na szybkość podejmowania decyzji i łatwość, z jaką ulegają substytutom. A substytutów miłości może być wiele – uświęcana na siłę samotność z jednej strony, wariackie, nieodpowiedzialne romanse i przygody z drugiej, czy wreszcie trwanie w toksycznym, byle jakim związku z trzeciej. Miłość w czasach dyskontów pokazuje wszystkie te sytuacje. 

W postaci Oliwii wiele czytelniczek odnajdzie siebie. Mimo gorzkiego wydźwięku książki, losy postaci są bardzo wiarygodne, bliskie temu, co pokolenie 30 + przeżywa każdego dnia. Jak narodził się pomysł na fabułę? Skąd Pan czerpie inspirację? 

Kiedy siadałem do pisania Miłości w czasach dyskontów, miałem zamiar dać sobie chwilę oddechu i napisać rzecz raczej lekką, komercyjną, romantyczną powieść obyczajową właśnie. Ale potem pomyślałem sobie, że to nie w moim stylu, no i że niedługo stuknie mi czterdziestka i warto by było zamknąć ten czas powieścią w jakimś sensie – już dobrze, użyjmy tego nadużywanego, przez co momentami pretensjonalnego słowa – „pokoleniową”. I ten punkt wyjścia – Oliwia mająca na kilka dni przed ślubem poważne wątpliwości - zamiast stanowić zaczyn zabawnych perypetii, prowadzi do różnych, w tym bolesnych retrospekcji po stronie bohaterki. Oliwia przygląda się zdarzeniom i osobom, które ją przez lata ukształtowały. Miłość w czasach dyskontów utkana jest z fikcji wymieszanej z doświadczeniami własnymi oraz przyjaciół i znajomych – oczywiście przetworzonymi na potrzeby literackie. Inspiruje mnie życie, po prostu. Związane z nim uczucia, emocje, przeżycia, zdarzenia, dylematy – prawdziwe lub wyobrażone. 

W październiku będzie miała premierę kolejna książka, pisana wspólnie z Agnieszką Lingas-Łoniewską. Klub niewiernych to niepokojąca lektura, pełna przyprawiających o dreszcze scen, brutalna i mocna. Czy pisanie książki w duecie, zwłaszcza z pisarką o tak wielkiej wrażliwości, było dla pana wyzwaniem? 

Z pewnością było o wiele mniejszym wyzwaniem niż wtedy, gdy tworzyliśmy pierwszą wspólną książkę tj. Zbrodnie pozamałżeńskie. Wtedy się dopiero poznawaliśmy od strony praktyki literackiej współpracy i wzajemnie docieraliśmy, a za drugim razem mieliśmy już przetarte ścieżki, wiedzieliśmy, czego się po sobie wzajemnie spodziewać i jakie wymagania sobie razem i wzajemnie stawiać. Współpraca z Agnieszką była wzorcowa. Agnieszka operuje szeroką gamą emocji i wrażliwości w swoich książkach, więc znakomicie potrafiła wykorzystać ten potencjał w Klubie niewiernych, w którym istnieją akcenty zarówno brutalne i drapieżne, jak i liryczne, bardziej stonowane. Jedynym problemem była kwestia dopasowania się do naszych indywidualnych kalendarzy i zobowiązań, ale na szczęście, daliśmy jakoś radę i wkrótce czytelnicy będą mogli poznać znowu owoce naszego wspólnego pisarskiego wysiłku. 

Czytelnicy Pana książek wiedzą zapewne, że mogą liczyć na drobiazgowy research. Łatwo wyczuć „prawniczego ducha”. Odczuwa Pan presję korzystania z doświadczeń zawodowych podczas kreowania fabuły? 

Dziękuję za miłe słowa, ale nie wiem, czy do końca zasłużone. Stale mnie dręczy myśl, że mogłem w książce popełnić błędy oparte na researchowym niedopatrzeniu, dlatego przywiązuję do tego tak dużą wagę. Ale i tak mam ciągłe poczucie, że można było coś zrobić lepiej i dokładniej oraz że i tak błędów nie da się do końca uniknąć. Któryś z polskich pisarzy, nie pamiętam kto, ale chyba Alek Rogoziński, bardzo słusznie ubolewał nad tym, że w Polsce rynek często wymusza literacką nadaktywność, co odbija się na jakości researchu. A przede wszystkim, mając na względzie cudze wpadki – staram się unikać tematów, o których nie mam zielonego pojęcia i przy których nawet research nie ratowałby przed ryzykiem kompromitacji. Z drugiej strony, pisanie na tematy, które są autorowi bliskie jest również ryzykowne – przyznam, że najbardziej boję się błędów właśnie w swoich dziedzinach, bo takie błędy są najbardziej bolesne i nie do usprawiedliwienia. I ta presja poprawności w tematach bliskich mojej wiedzy czy doświadczeniu zawodowemu jest naprawdę mocno przeze mnie odczuwalna. 

Przywiązuje się Pan do swoich bohaterów? Proszę opowiedzieć jak to jest, gdy trzeba kogoś uśmiercić lub całkowicie pozbawić szczęścia. 

Przywiązuję się do tych bohaterów, którzy mają w sobie jakiś potencjał kontynuacji, a więc przede wszystkim mam słabość do Tomasza Płachty, który był bohaterem mojej debiutanckiej książki Kłopoty to moja specjalność, czyli kroniki socjopaty, jej kolejnych części i opowiadania w antologii Pensjonat pod Świerkiem. Niektórych pewnie zaskoczy taka deklaracja, ale wyobrażam sobie, że również Kobieta, która wiedziała za mało i Miłość w czasach dyskontów mogłyby mieć swoje kontynuacje, ale póki co myślę o kolejnych książkach w oderwaniu od poprzednich. Nie czerpię szczególnej przyjemności z dręczenia czy uśmiercania bohaterów, ale jeśli książka ma przynieść mocne doznania czytelnikowi, to nie można wykluczyć w nich skrajnych doświadczeń przeznaczonych dla występujących w nich postaci. 

Z której z dotychczas napisanych książek jest Pan najbardziej dumny? 

Nie jestem jakoś przesadnie dumny z żadnej książki, bo zawsze wyrzucam sobie, że można było osiągnąć lepszy efekt. Swego czasu byłem bardzo zadowolony z trzeciego tomu Socjopaty, bo uważałem go za najlepszą część cyklu, choć okazał się mniej popularny od jedynki i dwójki. Niektórzy twierdzą, że najlepszą moją książką jest wydany w ubiegłym roku Ciemnokrąg i faktycznie jestem usatysfakcjonowany tym, co słyszę – efektem, jaki przynosi czytelnikom finalne odkrycie i pytania, z jakimi zostają po lekturze tej książki. 

I na koniec, czy jest coś, co chciałby Pan przekazać czytelnikom? 

Chciałem podziękować wszystkim tym, którzy w zalewie tytułów i autorów, decydują się sięgać po moje książki. A szczególnie tym czytelnikom, którzy w ciągu tych jedenastu lat, które minęły od mojego debiutu, wspierają mnie na różne sposoby. Bez Was ta moja przygoda pisarska nie trwałaby tak długo! A ogólnie życzę czytelnikom, niezależnie od tego, kogo i co czytają, by w tej życiowej gonitwie za sprawami mniej i bardziej ważnymi zawsze udawało im się jakoś wyrwać rzeczywistości chwilę na lekturę. 

Mam nadzieję, że czytelnicy wezmą sobie te słowa do serca. Wszak dzień bez przeczytania choćby kilku stron jest dniem straconym ;) Serdecznie dziękuję za rozmowę. 

A Was drodzy czytelnicy, zachęcam do zapoznania się z twórczością autora, szczególnej uwadze polecając Miłość w czasach dyskontów oraz nadchodzącą książkę, Klub niewiernych. To będzie prawdziwa petarda!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw ślad po sobie i proszę, nie obrażaj nikogo.
Masz pytania, wnioski, spostrzeżenia? Pisz śmiało ;)