Wywiad z Marią Paszyńską


Kochani, dziś premiera najnowszej powieści Marii Paszyńskiej Owoc granatu Dziewczęta wygnane, którą zapowiadałam na blogu wczoraj. Z tej okazji serdecznie zapraszam do lektury wywiadu z autorką. 


Maria Paszyńska
Gdy patrzę w lustro, widzę siebie, człowieka, kobietę, żonę, matkę, przyjaciółkę, osobę, w której mieści się mnóstwo różnych osób i której wciąż mentalnie bliżej do dwudziestki niż trzydziestki, choć za kilka dni kończy 33 lata. 

Książka doskonała to Źródło Ayn Rand.

Na pewno nie napiszę nic z gatunku fantastyki grozy ani kryminału. Pierwszego, ponieważ za bardzo boję się tego, co mogłabym sobie wyobrazić, drugiego, bo nie chciałabym się pławić w umyśle zbrodniarza, próbując zrozumieć jego motywacje, a to wydaje mi się w tym wypadku nieuniknione, przecież każdy kto popełnia zło ma w tym swoje logiczne racje.

Polscy autorzy są niezwykle różni. Są wybitni, dobrzy, przeciętni i bardzo źli. Jest kilku, których pracę szczerze wielbię i każdą ich książkę kupię w ciemno wiedząc, że będzie to czytelnicza uczta. Do tego grona należy Wiesław Myśliwski, Olga Tokarczuk, Sylwia Chutnik, Mikołaj Grynberg czy Jakub Małecki. Jest kilkunastu, których dzieł nie lubię, nie przemawiają do mnie, nie wzbudzają we mnie żadnych emocji, ale szanuję ich jako twórców za ogrom pracy, podejmowaną tematykę, niepowtarzalny styl, odwagę podążania własną drogą, nierzadko na przekór skomercjalizowanemu rynkowi. 
Niestety, jest też spora grupa takich, na których książki nie mogę patrzeć, a którzy głośno obwołują się pisarzami. Wiem, że to niemiłe i że teraz nie wypada mówić takich rzeczy, ale ja jestem idealistką. 
Dla mnie literatura to coś więcej niż tylko fajna historia. To pewna odpowiedzialność za piękno i kulturę języka. Nie musi być perfekcyjnie literacki, salonowo elegancki, może być pełen wulgaryzmów czy neologizmów, o ile ich użycie ma jakiś sens i mieści się w ramach poprawności językowej lub jej konsekwentnego łamania. Jako czytelnik nie mogę znieść bylejakości, jaka obecnie króluje na polskim rynku wydawniczym.

Zasady są po to, by ich przestrzegać, z szacunku do innych i samego siebie, by w konsekwencji nam wszystkim żyło się lepiej.

Kocham moją Rodzinę i Przyjaciół, książki, Warszawę, stare zdjęcia, zapach pomidorów, słońce, morze, kawę, perską herbatę, lawendę, och mnóstwo rzeczy! Kocham czytać, śmiać się , śpiewać, pracować, uczyć się nowych rzeczy. Kocham wolność i komfort posiadania możliwości dokonywania wyboru. Chyba po prostu bardzo kocham życie.

Nienawidzę…trudne pytanie, staram się nie dopuszczać do siebie takich uczuć, bo mam wrażenie, że one niszczą przede wszystkim mnie. Nie lubię hipokrytów, kłamców, pająków, szczurów, ogórków konserwowych i złych książek.



Ostatni raz gościłam Cię w Lustrze blisko trzy lata temu, z okazji premiery Warszawskiego niebotyku. Jak zmieniło się Twoje życie od debiutu? 

Wkroczyłam w trzecią dekadę życia, a to oznacza wiele zmian. (śmiech!) Decyzję o tym, że porzucam prawniczy fach na rzecz pisania podjęłam jeszcze zanim ktokolwiek chciał mnie wydać. Wiedziałam, że tego właśnie chce moje serce i wreszcie znalazłam w sobie dość sił i odwagi, by mu zaufać, a to, że Mąż i Przyjaciele przyklasnęli mojej decyzji, którą większość ludzi uznałaby za szaloną, przyjęłam za dobrą monetę. Nie jest to droga usłana różami, a ciężka praca jak każda inna, ale mam poczucie, że robię coś ważnego, a maile i papierowe listy (sic!) od Czytelników utwierdzają mnie w przekonaniu, że robię to dobrze. Mark Twain powiedział kiedyś, że gdy człowiek czuje, że chciałby zostać pisarzem powinien spróbować, jeśli jednak po 3 latach nikt nie będzie chciał mu za to zapłacić, lepiej, żeby został drwalem. Mityczne trzy lata wkrótce miną, a ja już wiem, że zawód drwala nie jest dla mnie ;)

Nasze ostatnie spotkanie na Warszawskich Targach Książki na długo utkwi mi w pamięci (i myślę, że nie będę w tym osamotniona). Domyślasz się dlaczego? Czerwona suknia, wojenny look, promienny uśmiech, wyglądałaś na szczęśliwą, spełnioną kobietę. Czujesz, że jesteś we właściwym miejscu?

Czuję się tak od dekady. (śmiech) W tym roku obchodziliśmy z Mężem 10. rocznicę ślubu. To strasznie banalnie zabrzmi, ale wydaje mi się, że w życiu najważniejsze są relacje międzyludzkie, a cała reszta to tylko bańka mydlana, piękna, przyciągająca wzrok, ale ulotna i nie do końca prawdziwa. To relacje dają prawdziwe szczęście i jest to już potwierdzone naukowo. Polecam lekturę badań harvardzkiego profesora medycyny Robert J. Waldingera.                                                                       
Idę własną drogą, mam dużo dobrych relacji, zdrowe dzieci, pracę, którą uważam za ważną, w głowie wciąż mnóstwo marzeń, czego chcieć więcej?
A stylizację na tegoroczne WTK przygotowała dla mnie przyjaciółka z liceum, Agnieszka Zajączkowska-Pilecka, która na co dzień jest poważną bizneswoman, a wolny czas przeznacza na swoją pasję, czyli tworzenie niesamowitych fryzur i makijaży. Gdy czesała mi włosy wokół nas biegały dzieci, a my gadałyśmy bez końca jak zwykle, gdy się spotykamy. To są dla mnie najcenniejsze chwile.

Pierwsza część trylogii Owoc granatu to według zapowiedzi wydawcy opowieść o miłości, rodzinie, wierności i odpowiedzialności. Po raz kolejny umiejscowiłaś akcję w trudnych dla Polski czasach. Jak wielu historii jeszcze nie opowiedziałaś? 

Całego mnóstwa! (śmiech) Na ten rok przygotowałam jeszcze kilka niespodzianek, w tym trzeci, zamykający tom sułtańskich opowieści pt. Córka Gniewu. Będzie też kolejny tom Owocu granatu, którego akcja rozgrywa się w nieznanych w Polsce realiach Iranu w latach ‘50tych i ’60tych. Kończę także pracę nad pewnym niezwykle ważnym dla mnie projektem, o którym niewiele mogę na razie powiedzieć. Gromadzenie źródeł wymagało mnóstwa czasu, poświęcenia i dobrej woli wielu osób, jednak ta historia, nigdy dotąd nieopublikowana, powinna ujrzeć światło dzienne, bo jest absolutnie zachwycająca!

Każdy, kto choć raz sięgnął po Twoją książkę wie, że przywiązujesz ogromną wagę do researchu. Jesteś drobiazgowa, dociekliwa i sumiennie wplatasz w fabułę powieści historyczne smaczki. Nie łatwiej byłoby po prostu zmyślać? Przecież autorowi niemal wszystko uchodzi na sucho…

Oczywiście, że byłoby łatwiej tylko wtedy nie mogłabym poruszać się w obrębie gatunku, który lubię najbardziej. Zresztą sądzę, że reasearch jest potrzebny zawsze, nieważne czy pisze się obyczaj, reportaż czy kryminał. A ja prawdę mówiąc, bardzo lubię robić researche. Chyba mam w sobie coś z naukowca, choć brak mi cierpliwości niezbędnej by podążyć tą drogą zawodową. Lubię uczyć się nowych rzeczy, poszukiwać materiałów źródłowych, czytać, analizować, dociekać, wyobrażać sobie codzienne życie, którego już nie ma, wchodzić w mentalność ludzi danej epoki. To mnie fascynuje i nakręca do działania.

Wielu autorów (zwłaszcza literatury obyczajowej) przywiązuje się swoich bohaterów, żyje ich życiem, marzeniami i wydarzeniami, w których biorą udział. A jak to jest z Tobą? Nie zauważyłam, żebyś miała problem z robieniem postaciom krzywdy.

Ja mam wbrew pozorom trochę łatwiejsze zadanie. Piszę powieści historyczne, a to oznacza, że losy moich bohaterów są w pewien sposób zdeterminowane, bo muszą być wiarygodne na tle epoki. Poza tym zwykle w moich powieściach losy postaci fikcyjnych są połączone z losami postaci historycznych, które z góry wiadomo jak się potoczyły. Po trzecie zaś mam wrażenie, że nie tworzę losów moich bohaterów, że oni po prostu są, żyją w mojej głowie i tak jak ja chodzą własnymi ścieżkami, przeżywają swoje przygody, miłości, przyjaźnie, radości, tragedie i rozczarowania, a ja im tylko towarzyszę. I tak zdecydowanie się do nich przywiązuję. Potrafię przepłakać wieczór dzieląc ich trudne chwile albo śmiać się do rozpuku, gdy jest wesoło. Przedziwny to stan balansowanie na granicy rzeczywistości i urojeń.

Panuje powszechne przekonanie, że Polacy nie czytają, ale Polki – tak. Jaka Twoim zdaniem powinna być książka kobieca? 

Nie lubię stwierdzenia książka kobieca. Co to znaczy? Dlaczego nie mówi się literatura męska? Czemu nikt nie pyta jaka powinna być książka dla mężczyzn? Raporty dotyczące czytelnictwa mówią o tym, że w zasadzie 90% książek w Polsce kupują właśnie kobiety. Wobec tego skoro tak dobrze sprzedaje się np. polski kryminał czy reportaż, można wysnuć wniosek, że idealna książka kobieca to pełna przemocy opowieść o zbrodni albo wysokojakościowa publicystyka.
Musimy przełamywać stereotypy myślowe, rozbijać szufladki, rozsadzać ramy, w które jesteśmy pchane. Kobiety jako twórcy i jako czytelnicy piszą i czytają to, co im się podoba, co je stymuluje, odpręża, rozwija intelektualnie. W zależności od poziomu wykształcenia, sytuacji życiowej, upodobań, ilości wolnego czasu, nastroju czytają to na co mają ochotę.
 Podoba Ci się kierunek w którym zmierza twórczość współczesnych autorów literatury popularnej?
Nie, nie podoba mi się. Długo mogłabym wymieniać, lecz to chyba nie czas i nie miejsce. Powiem więc tylko o tym, co jest dla mnie najbardziej uderzające i chciałabym, aby mocno wybrzmiało, zwłaszcza w kontekście tego co napisałam powyżej. Nie podoba mi się wrzucanie do jednego worka podpisanego literatura kobieca absolutnie wszystkiego. Dobrego obyczaju z pisanym na kolanie chłamem, mocnych opowieści psychologicznych z kiepskimi komediami romantycznymi (żeby była jasność, nie mam nic przeciwko komediom romantycznym , o ile trzymają jakikolwiek poziom), dramatów społecznych i erotyków niskich lotów. To jest dla wielu autorów płci żeńskiej niezwykle krzywdzący szklany sufit i najwyższa pora go skruszyć.
I na tym niezwykle ważnym zdaniu zakończmy. Bardzo dziękuję za inspirującą rozmowę, a wszystkich czytelników gorąco zachęcam do przeczytania najnowszej książki Marii Paszyńskiej. To będzie dla Was wyjątkowe literackie doświadczenie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw ślad po sobie i proszę, nie obrażaj nikogo.
Masz pytania, wnioski, spostrzeżenia? Pisz śmiało ;)