Wywiad z Marią Paszyńską, autorką książki Warszawski niebotyk





Kilka dni temu mieliście szansę zadać pytania autorce Warszawskiego niebotyku, Marii Paszyńskiej. Autorce serdecznie dziękuję za poświęcony czas, a Was zapraszam do lektury wywiadu z nadzieją, że rozwieje on Wasze wszelkie wątpliwości i z jeszcze większą przyjemnością sięgniecie po książkę. Zapewniam, że warto!



1

Czytając Pani życiorys rzuca się w oczy młody wiek i nieadekwatna do niego ilość przeróżnych osiągnięć. Jesteśmy prawie rówieśniczkami, a Pani ma już dzieci, sporo doświadczenia zawodowego i umiejętności językowe. Jak udało się Pani napisać książkę w tym wirze codziennych obowiązków? Podziwiam i pozdrawiam serdecznie ;) – Beti G.

Od zawsze miałam dużo energii i bardzo dużo pomysłów na samą siebie. Wszystko mnie ciekawi, wszystkiego chcę spróbować. Wydaje mi się, że im większą ilością rzeczy się zajmuję, tym lepiej udaje mi się zorganizować czas. Prawdą jest też to, że mam ogromne wsparcie ze strony Męża i naprawdę grzeczne dzieci – żadna w tym moja zasługa, a żyje mi się łatwiej. Do perfekcji opanowałam też umiejętność robienia kilku rzeczy na raz, np. gotując, rozpakowuję zmywarkę i uczę się języka obcego. Angażuję dzieci w czynności domowe razem gotujemy, razem sprzątamy i dobrze się przy tym bawimy. Kiedy jeszcze pracowałam w kancelarii czas na pisanie miałam tylko wieczorem po położeniu dzieci spać i jak widać udało się. 

2

Pani debiut przepełniony jest wielką miłością i szacunkiem dla Warszawy. A czy jest w tym mieście coś, co się Pani wybitnie nie podoba; coś, co chciałaby Pani w nim zmienić? – Kasia Jabłońska

Oczywiście, że są takie rzeczy. By miłość mogła być prawdziwa, musi mieć szeroko otwarte oczy, nie może być ślepa. Każdy ma wady, moje ukochane miasto też. Na przykład niczym nieuzasadniony pośpiech. Nie potrafię zrozumieć dlaczego w Warszawie wszyscy tak pędzą! W większych miastach zazwyczaj ludzie mają daleko do pracy, szkoły dzieci czy lekarza, a jakoś gdzie indziej udaje się uniknąć tego wrażenia wiecznego niedoczasu i wynikającej z tego faktu wszechobecnej nieuprzejmości. To jest zdecydowanie coś, co zmieniłabym w Warszawie, choć staram się ją kochać taką jaka jest.

3

Jako że jest Pani kobietą, wydawałoby mi się że łatwiej będzie pisać o kobietach, z ich punktu widzenia. Dlaczego wybrała Pani na bohaterów swojej książki aż pięciu mężczyzn, (to było zamierzone utrudnienie czy ułatwienie)? – Magdalena Sz L

Gdybym miała wybrać zdroworozsądkowo, pewnie pisałabym o kobietach, gdyż jest to świat zdecydowanie mi bliższy, ale nie miałam takiego wyboru. Wszystko zaczęło się od mężczyzn i tak już pozostało. Z drugiej strony podjęcie próby postrzegania, przeżywania i odczuwania rzeczywistości z męskiej perspektywy było fascynującą przygodą.

4

Kto jest dla Pani autorytetem w życiu, a kto w literaturze? – Aleksandrowe myśli

Moim autorytetem życiowym jest Mąż oraz para moich ukochanych profesorów z iranistyki –  Maria i Bogdan Składankowie. Od Męża uczę się każdego dnia świadomego, mądrego i przemyślanego przeżywania codzienności, od Państwa Profesorów życiowej mądrości, pogody ducha zawsze i mimo wszystko, ciekawości świata i otwartości na innych ludzi bez względu na upływający czas i różnice wieku. Cała trójka zaś jest moim wzorem pełnego dobroci i wyrozumiałości podejścia do drugiego człowieka.

Jeśli zaś chodzi o autorytety w literaturze, oj tu już nie będzie tak prosto, bo przewodników mam wielu, każdy jest jedynym, niepowtarzalnym i moim zdaniem niedoścignionym mistrzem w swojej specjalności: Tołstoj w portretowaniu emocji, Rand w wykładaniu skomplikowanych zagadnień w prosty sposób (chyba nikt nigdy nie wyłożył żadnego systemu filozoficznego tak jak ona), Myśliwski w budowaniu zdań w języku polskim, Marquez w tworzeniu labiryntów wyobraźni, Capote w przekazywaniu maksymalnego napięcia w minimalnej ilości słów; Kulmowa, której wdzięcznemu dowcipowi nikt nie dorówna i mój najukochańszy Prus budowniczy fabuł dopiętych na ostatni guziczek, doskonałych jak przedwojenne garnitury od braci Herse.

5

Co Pani czuła widząc swoją pierwszą książkę na półce w księgarni? – Elenkaa_

Przypływ dzikiej radości. Dobrze, że wcześniej trzymałam książkę w dłoniach w zaciszu domowym, bo w przeciwnym wypadku mogłoby dojść w księgarni do jakiejś kompromitującej sceny ;) Serce biło mi jak oszalałe, gdy tak stałam i patrzyłam na półkę z Warszawskim niebotykiem. Chyba biło mi też troszkę z obawy przed tym, co myśli o mnie sprzedawca, który po kilku minutach mojego stania w bezruchu i przypatrywania się półkom zaczął krążyć wokół mnie, zapewne podejrzewając iż szukam sposobności do popełnienia czynu zabronionego ;)

6

Skąd u Pani wzięło się zainteresowanie dziejami stolicy Polski? – Cyrysia

Odpowiedź na pytanie o początek miłości jest bardzo trudne. Coś, gdzieś, kiedyś zaiskrzyło pomiędzy mną, a moją adopcyjną miejską matką Warszawą i tak już zostało. Niestety nie potrafię odnaleźć w zapiskach pamięci owego momentu, w którym strzelił mnie warszawski grom z jasnego nieba :)

7

Pracowała Pani w kancelarii prawnej. Jak Pani wspomina ten etap w swoim życiu? – Cyrysia

Jako niezwykle intensywny, ale i niesamowicie kształcący, zarówno w sferze merytorycznej, jak i życiowej. Posiadłam olbrzymią wiedzę nie tylko prawniczą, lecz i o sobie samej. Do tego czasu nie wiedziałam na ile mnie stać i… że potrafię aż tak naciągać czasoprzestrzeń.


Co Pani, jako autorka sądzi o niepisanych podziałach na literaturę kobiecą i resztę? Warszawski niebotyk tytułem i okładką odżegnuje się od kategorii literatury kobiecej, a jednak znajdziemy w nim romantyczną miłość i plastyczne, pełne emocji opisy. Może jednak podziały są sztuczne, stworzone na potrzeby rynku i reklamy? – Jusssi

Myślę, że wszelkie kategoryzowanie ma służyć celom poza artystycznym. Sztuka sama w sobie nie potrzebuje szufladkowania, klasyfikowania ani podziałów. Owo ulotne „coś” co w danym dziele sztuki nam się podoba, przemawia do nas, porusza jakieś delikatne struny w naszej duszy, wywołuje emocje lub nie, najczęściej jest trudne do uchwycenia, a już na pewno nie daje się zamknąć w ramach, bo coś co poruszy mnie i Panią może nas dotknąć na dwa, nierzadko zupełnie różne sposoby.

Jeśli zaś chodzi o Warszawski niebotyk to już w dotychczasowych recenzjach widać, że jego jednoznaczne przyporządkowanie sprawia trudność i dobrze, bo takie podziały powodują niepotrzebne uprzedzenia, zamykają czytelników na nowe, literackie doświadczenia.

9

Co było Pani inspiracją do stworzenia najdziwniejszej postaci? :) – DeVi102

Hmmm…muszę się najpierw zastanowić, którą postać uznać za najdziwniejszą :) W mojej powieści nie ma postaci ekscentrycznych, wyjątkowo dziwacznych…Starałam się stworzyć bohaterów z krwi i kości, z którymi każdy czytelnik mógłby się utożsamić. Natomiast najbardziej niezrozumiałą dla mnie osobowość ma ciotka Klary i Joanny, uprzedzona, stara panna, o umyśle zatrzaśniętym w minionej epoce – Stefania Patkowska.

10

Czy lubi Pani wszystkich bohaterów książki, tzn. czy któryś cieszy się Pani szczególną sympatią lub wręcz przeciwnie, bardzo Panią denerwuje? – Katarzyna Piwoda

Bardzo lubię wszystkich moich bohaterów. Każdy z nich jest jedyny w swoim rodzaju, każdy inny. Jedni mnie śmieszą, inni wzruszają, jeszcze inni budzą mój podziw i chęć bycia taką jak oni. Choć ze względu na moją beznadziejną i nieuleczalną namiętność do postaci tragicznych moim ulubieńcem jest Jan Zasławski. Poza ciotką Stefanią żaden z bohaterów mnie nie denerwuje, ale najbardziej zaskakuje -Tadeusz.

11

Czy którakolwiek z wykreowanych przez Panią postaci tej powieści nosi w sobie cechy, które w jakimś sensie odzwierciedlają Pani osobowość? – Agnieszka K

Myślę, że każdemu z nich dałam coś z siebie, natomiast z żadną postacią się nie utożsamiam. Pewnie dlatego, że nasze losy, otoczenie i doświadczenia życiowe są zupełnie różne. Ciekawe jest jednak to, że wiele osób z mojego najbliższego otoczenia odnajduje w bohaterach Niebotyku… siebie, bądź naszych wspólnych znajomych.

12

Gdyby Pani mogła porównać się do jakiegokolwiek ptaka, to byłby nim...? Proszę uzasadnić :) – Klaudia Skiedrzyńska

Oto prawdziwie zaskakujące pytanie. Nigdy dotąd nie przyszło mi do głowy porównanie samej siebie do ptaka. Hmmm….Powiem tak, choć bardzo bliskie memu sercu są kaczki domowe, samą siebie przyrównałabym jednak do pliszki szarej. Po pierwsze dlatego, że upierzona jest w moje ulubione kolory. Po drugie ponieważ tak jak pliszki lubię czasem udać się na spacer wśród łąk i pól, ale nie wyobrażam sobie uwicia gniazda poza miastem, z dala od siedlisk ludzkich. Po trzecie mamy chyba dość podobne usposobienie. Pliszki są bardzo żywe, wszędzie ich pełno, zdają się ciągle czymś zajęte, zaabsorbowane i zainteresowane, w przeciwieństwie na przykład do medytujących czapli.

13

W swojej książce wydarzenia umiejscowiła Pani w Warszawie lat trzydziestych ubiegłego wieku. Dlaczego właśnie okres dwudziestolecia międzywojennego, czy jest Pani on w jakiś sposób szczególnie bliski? – Magda Barwińska

Zdecydowanie tak. Wielu z nas nosi w sobie tęsknotę za jakąś inną epoką, w której żyło się lepiej, szlachetniej, piękniej, wznioślej… Dla mnie owymi mitycznymi czasami idealnymi jest właśnie dwudziestolecie międzywojenne. Choć wraz z biegiem lat i ilością przeczytanych na temat tej epoki materiałów moja świadomość jej niedoskonałości wzrasta, to i tak coś w głębi mojej duszy niedowierza wiedzy i domaga się pielęgnowania obrazu mojej Nibylandii. Oglądam stare pocztówki, mapy, czytam pamiętniki i stare gazety, z lubością chłonąc tamtą atmosferę. Właśnie od jednej takiej sentymentalnej wyprawy w minione stulecie zaczęła się moja przygoda z Warszawskim niebotykiem. Pewnego dnia w przedwojennym numerze jednej z warszawskich gazet znalazłam pięknie podkolorowane zdjęcie ówczesnego placu Napoleona i przepadłam :)

14

Właściwie skąd wziął się pomysł na tytuł książki? :) Zawsze mnie ciekawi, jak autor i w jakim momencie pisania powieści wpadł na dany tytuł :) – Katarzyna Nowak

W tym przypadku wszystko zaczęło się od tytułu. W gazecie, w której zobaczyłam po raz pierwszy zdjęcie budynku Prudential z czasów jego świetności i splendoru, po raz pierwszy spotkałam się z określeniem niebotyk i zachwyciłam się także tym słowem, dotąd mi nieznanym, a mającym o wiele więcej wdzięku niż określenie „drapacz chmur”. Niebotyk, dotykanie nieba, sięganie po marzenia…

15

Wielu pisarzy skarży się, że podczas pisania zdarza im się mieć gorsze dni, kiedy praca nad fabułą staje w miejscu i wydaje się, że nie ma sposobu, aby ruszyć dalej. Czy w przypadku pisania Warszawskiego niebotyku zdarzyła się Pani taka sytuacja, a jeśli tak, to jak poradziła sobie Pani z chwilową utratą weny? – Sylwia/Recenzentka książek

Prawdę mówiąc nie wierzę w mityczną wenę. Jednak każdemu z nas, bez względu na to jaką pracę wykonuje zdarzają się lepsze i gorsze dni. Czasem wszystko nam wychodzi, choć nie trudzimy się jakoś szczególnie, a czasem stajemy na głowie by nam wyszło i nie jesteśmy w stanie ruszyć z miejsca. Tak to już w życiu jest. Zwykle, gdy dopada mnie taka niemoc, zamiast usiłować przepchnąć ów wielki „głaz” uniemożliwiający mi pracę, robię sobie mini wakacje. Skoro nie mogę pracować, próbuję odpocząć, by gdy ociężałość umysłu zniknie, zabrać się do działania ze zdwojoną siłą. Gdy słowa nie chcą się układać, a bohaterowie rozbiegają się bez celu po mojej wyobraźni, ja idę z Mężem do kina, gram z Synkiem w monopol, śpiewam z Córeczką, idę na basen albo zamykam się w łazience i godzinę siedzę w wannie z książką. Zazwyczaj po jednym takim dniu, zabieram się do pracy z ogromną chęcią.

16

W liceum reżyserowała Pani musicale na podstawie napisanych przez siebie scenariuszy. Tymczasem studiowała pani iranistykę oraz prawo (jakże bliskie mojemu sercu ;) ). Nigdy nie chciała Pani związać swojej przyszłości właśnie z pisaniem scenariuszy i reżyserią? – Iwona S

Oczywiście, że chciałam :) Ja w ogóle miałam w życiu bardzo wiele pomysłów na samą siebie i swoje życie. W klasie maturalnej przygotowywałam nawet teczkę z projektem spektaklu na egzamin wstępny na reżyserię na Warszawską Akademię Teatralną. Pamiętam, że planowałam przedstawić komisji moją interpretację „Medei” Sofoklesa w doskonałym tłumaczeniu Jana Kasprowicza. Jednak gdy musiałam dokonać ostatecznych wyborów, zrobiłam listy za i przeciw i teczka z niedokończonym przedstawieniem spoczęła w moim pudle z pamiątkami. Życie jednak jest bardzo, bardzo zaskakujące, więc kto wie, może na którejś z przygotowanych dla mnie ścieżek zajmę się scenariuszami albo reżyserią. Już dawno nauczyłam się, że nigdy nie należy mówić nigdy.

17

Miałam tę ogromną przyjemność, że czytałam już książkę i nie mogę Pani wybaczyć tego, co stało się z Janem. Nie chcę spojlerować, więc zapytam tylko, czy brała Pani pod uwagę inne rozwiązanie tej historii, czy też od początku wiedziała Pani, że taki dramat jest konieczny? Pozdrawiam i czekam na kontynuację – Magda

Proszę mi wierzyć, że ja też nie mogę sobie tego wybaczyć… Pewnie zbyt mocno angażuję się w losy moich bohaterów, ale historię Marii i Jana długo „odchorowywałam”. Niestety żadne inne rozwiązanie nie chciało dać się zastosować…

18

Wielu autorów podczas pisania "żyje" wydarzeniami, które kreuje, przeżywa dramaty danych postaci, cieszy szczęściem, a nawet czuje niechęć. Czy podczas pisania przywiązuje się Pani do bohaterów, czy na pewnym etapie rzeczywiście wchodzi się w całość i przeżywa całym sobą? – Niekończące się marzenia

Bardzo się przywiązałam do moich bohaterów i niestety równie emocjonalnie przeżywałam ich losy. Mój Mąż wielokrotnie po powrocie z dyżuru zastawał mnie płaczącą nad klawiaturą lub wręcz przeciwnie cieszącą się, że któremuś z bohaterów coś ułożyło się po jego myśli.

19

Czego nie może zabraknąć w Pani ulubionym antykwariacie z książkami? – Awiola

Varsavianów i pachnących, pożółkłych, nadgryzionych zębem czasu starych wydań moich ukochanych powieści. Kocham antykwariaty! Zwłaszcza te mało eleganckie, z mrukliwymi antykwariuszami, którzy zdają się nie należeć do tego świata i których nic poza książkami nie interesuje, a każdy klient jest intruzem w ich idealnym świecie, gdzie w odrobince światła wpadającej przez zwykle niedomyte okno wirują drobinki kurzu…

20

Przyjaźni się Pani ze swoją weną? Pojawia się sama czy raczej trzeba jej szukać? A może ma Pani sekretny sposób na jej przywoływanie? – MagFel

Prawdę mówiąc nie wierzę w mityczną wenę twórczą:) Faktem jest, że zdarzają się dni, gdy słowa płyną wartkim strumieniem, a myśli pozwalają się sformułować z krystaliczną jasnością, ale odnoszę wrażenie, że jest to bardziej kwestia mojej predyspozycji psychofizycznej. Także sekretnym sposobem na przywołanie „weny” w powyższym rozumieniu tego słowa jest wyspanie się, zjedzenie dobrego śniadania i załatwienie wszystkich spraw niecierpiących zwłoki  przed przystąpieniem do pracy, by wciąż nie dopominały się uwagi, zaburzając tym samym proces twórczy. 

To już koniec, a tak wspaniale się czytało, prawda? Autorka zdradziła w wywiadzie mnóstwo szczegółów na temat własnego życia i mam nadzieję, że teraz z jeszcze większą przyjemnością przeczytacie Warszawski niebotyk. Zapewniam, że warto ;)

Autorka miała trudności z wyborem najciekawszego pytania, gdyż wszyscy spisaliście się na medal, za co serdecznie Wam dziękuję. Najbardziej zaskakujące okazało się pytanie Klaudii Skiedrzyńskiej i to do niej wkrótce poleci egzemplarz książki. 


* Redakcja i korekta – Lustro Rzeczywistości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw ślad po sobie i proszę, nie obrażaj nikogo.
Masz pytania, wnioski, spostrzeżenia? Pisz śmiało ;)