Wywiad z Adrianem Bednarkiem, czyli gość specjalny w Lustrze


Pamiętacie moją recenzję książki Proces diabła? Musicie wiedzieć, że nie samym romansem Lustro żyje i czasem, dla odmiany, sięgam po książki mocne i kontrowersyjne. Twórczość Adriana Bednarka bez wątpienia należy do literatury niepokojącej, a mroczne zaułki umysłu autora zaintrygowały mnie na tyle mocno, że postanowiłam przeprowadzić z nim romowę. Wywiad powstał we współpracy z portalem Duże Ka.

Od końca września czytelnicy mogą zagłębiać się w dalszych losach Kuby Sobańskiego, postaci seryjnego mordercy, którego Pan stworzył. Miałam okazję poznać zarówno Pamiętnik diabła, jak i najnowszą książkę: Proces diabła. Obie książki przeczytałam jedną po drugiej, więc mogę śmiało przyznać – dzieli je przepaść. Wygląda na to, że zmiana wydawcy wyszła Panu na dobre, ale czy oddanie efektów swojej pracy w ręce profesjonalistów było dla Pana łatwe? Jak zapatruje się Pan na krytykę i bezwzględne działania redakcji i korekty? 

Na wstępie zaznaczę, że opinie na temat tego, która część przygód Diabła jest lepsza, są bardzo podzielone. Mam czytelników, którym bardziej przypadła do gustu pierwsza część, takich, którzy wolą drugą oraz takich, którzy obie oceniają podobnie. W każdym razie Pani pierwsza stwierdziła, że dzieli je przepaść. Co do zmiany wydawcy, nie mogę zaprzeczyć – wyszła mi na dobre. Pierwszy raz miałem okazję współpracować z takimi profesjonalistami. Właściwie to od początku swojej przygody z pisaniem gdzieś w podświadomości liczyłem, że nawiążę współpracę z tak poważnym wydawnictwem. Do redakcji Procesu diabła podchodziłem z dużym zaciekawieniem. Wiedziałem, że będzie to bezcenna lekcja na przyszłość. Starałem się zachować chłodny umysł. W końcu zdawałem sobie sprawę, że zarówno mnie, jak i moim redaktorom zależy na tym samym – stworzeniu książki, która porwie czytelników. Prace redakcyjne przebiegały sprawnie i w bardzo dobrej atmosferze. Nad każdą ewentualną zmianą lub poprawką wspólnie dyskutowaliśmy. Nie było narzucania czegoś z góry. Wspólny dialog i ciężka praca pozwoliły doprowadzić Proces diabła do takiej postaci, w jakiej prezentuje się obecnie. Mocno liczę, że wkrótce znów będę mógł pracować nad redakcją kolejnej książki.

Proszę opowiedzieć mi o procesie twórczym, wierzy Pan w wenę, czy raczej jest Pan "rzemieślnikiem"? Kto Pana inspiruje, oczywiście poza seryjnymi mordercami? 

Wierzę nie tyle w wenę, ile w nagłe przypływy świetnych pomysłów (przynajmniej takie wnioski wyciągnąłem po napisaniu siedmiu historii). Zdarzają się momenty, krótkie impulsy, podczas których wymyślam jeden zwrot akcji, którego brakowało mi wcześniej. To dla mnie najlepsze chwile podczas tworzenia. Nazywam je przełomami. Zawsze cierpię, kiedy piszę i piszę, a ten przełom nie chce nastąpić. Inspiruje mnie cały otaczający świat. Praktycznie wszędzie i każdego dnia można znaleźć nowy pomysł na zbrodnię, a wymyślanie takowych nie sprawia mi wielkich trudności. Najciężej jest je wpleść w porywającą fabułę. Oczywiście same przełomy nie wystarczają, żeby napisać książkę. To regularna, często męcząca ciężka praca. Według mnie pisanie wymaga przede wszystkim samodyscypliny i mnóstwo cierpliwości. Cierpliwość jest wskazana nie tylko podczas pisania, ale także podczas najtrudniejszego, czyli… poszukiwania odpowiedniego wydawcy.

Cierpliwość musi cechować także Pana bliskich. W jednym z wywiadów przeczytałam, że przyjaciele i rodzina dzielnie znoszą długotrwałe sesje pisania, ale nurtuje mnie pytanie, jak zapatrują się na tematykę Pana twórczości? W końcu pisanie o bezwzględnym zabójcy, w dodatku z perspektywy niego samego nie jest łatwym zadaniem. Nie czuje Pan czasem, że zagłębianie się w umysł Kuby oddziałuje na Pana w kontekście negatywnym? Wyzwala potrzebę "odreagowania"? 

Dla bliskich to nic niezwykłego. Ci, którzy mnie znają wiedzą, czym się interesuję i tematyka moich książek specjalnie ich nie dziwi. Przyznam, że dla mnie pisanie o zabójcy z pierwszej osoby wcale nie jest trudne. Przeciwnie, dobrze się w tym odnajduję i świetnie przy tym bawię. Obecnie pracuję nad rasowym kryminałem, gdzie główną rolę odgrywa detektyw i przychodzi mi to dużo ciężej niż zabawa w seryjnego mordercę. Jest to swego rodzaju wyzwanie. Nigdy nie czułem, żeby zagłębianie się w umysł Kuby działało na mnie negatywnie. Przeciwnie, mogłem się wyładowywać na kolejnych stronach edytora tekstu :) Za to zimą tego roku pisałem książkę o dyktatorze i ona działała na mnie negatywnie. Przynajmniej tak twierdzi moja żona. Podobno byłem wtedy nieznośny i ciągle bazgrałem coś po mapie Europy, którą przenosiłem z pokoju do pokoju. Na szczęście dla najbliższej mi osoby, ta historia już się skończyła :)

Informacja o planowanym kryminale, jak i historia o dyktatorze brzmią intrygująco, zwłaszcza w kontekście Pana talentu do kreowania doskonałych portretów psychologicznych postaci. W jaki sposób przygotował się Pan do opisania mordercy idealnego? Myślę, że sama fascynacja seryjnymi mordercami, jak choćby Dennisem Rader BTK to za mało. Proszę zdradzić mi kilka pikantnych szczegółów. 

Szczerze mówiąc, w ogóle nie robiłem przygotowań. Wymyśliłem sobie mordercę i zacząłem kierować jego życiem. Największą pracę wykonywała wyobraźnia. Wchodziłem w skórę Kuby, kierowałem jego czynami, wyczuwałem jego potrzeby, troski, obawy. Jedynie pisząc sceny procesowe, posiłkowałem się kodeksem postępowania karnego, żeby nie zagubić się w przepisach. Pozostała wiedza wywodziła się właśnie z zainteresowań seryjnymi mordercami zarówno rzeczywistymi, jak i fikcyjnymi.

Uważa się Pan za dobrego pisarza? 

Czerpiąc wiedzę wyłącznie z recenzji i opinii? Tak. Dobry pisarz powinien umieć sprawić, żeby czytelnik czytając jego powieść nie myślał o niczym innym, świetnie się bawił i nie potraktował czasu spędzonego z książką jako czas zmarnowany. Patrząc na swoje książki z dystansem uważam, że jestem niezły, ale stać mnie na dalszy rozwój. Choć muszę zaznaczyć, że tak naprawdę nie ma znaczenia, czy ja się uważam za dobrego pisarza. Mogę się uważać i za najlepszego, ale to nic nie zmieni. Najważniejsze jak moje książki postrzegają czytelnicy, a ponieważ zalicza się Pani do grupy moich czytelników, lepiej odpowie Pani na to pytanie ode mnie.

Jako głos czytelników odpowiem, że uważam pana za doskonały materiał na świetnego pisarza :) Wróćmy do Procesu diabła – tworząc postać Kuby Sobańskiego, zastanawiał się Pan nad społecznymi skutkami lektury? A gdyby tak ktoś zapragnął zostać naśladowcą Rzeźnika Niewiniątek? 

Nie myślałem o tym i chyba żaden twórca thrillerów o tym nie myśli, ale na pewno byłaby to świetna reklama dla książki ;) A tak na poważnie, gdyby ktoś zapragnął naśladować Kubę, natychmiast próbowałbym zorganizować ochronę dla mnie i dla moich najbliższych. Nie mam wątpliwości, że taki naśladowca chętnie pochwaliłby się swoimi czynami twórcy fikcyjnej postaci, a wtedy pozostałoby mieć nadzieję, że nie jest tak bezbłędny jak Kuba i szybko da się złapać. Wbrew pozorom naśladowanie Sobańskiego wcale nie byłoby proste.

Porzućmy czarnowidztwo z nadzieją, że czytelnicy podejdą do lektury z właściwym dystansem. Stworzona przez Pana historia może wywoływać również pozytywne skutki jak choćby większą świadomość dotyczącą otaczającego nas świata, czy wzmożoną kontrolę własnej prywatności. To było Pana celem, czy "wyszło przypadkiem" podczas tworzenia powieści?

Pisząc sceny obserwacji, polowań i samych morderstw owszem, chciałem pokazać, że każdy z nas może być w niebezpieczeństwie. Wystarczy, że spodoba się rasowemu drapieżnikowi, który najpierw obserwuje, szuka słabych punktów, a kiedy je znajdzie – atakuje. Jednak nie było to moim głównym celem. Przede wszystkim chciałem stworzyć thriller, przy którym czytelnicy będą się dobrze bawić, odczuwając jednocześnie strach i wyobrażając sobie, że sami mogą być obserwowani przez kogoś takiego jak Kuba.

Zakończenie Procesu diabła daje nadzieję na kolejny tom. Kiedy możemy się go spodziewać? I czy odda pan głos innemu bohaterowi, na przykład komuś z otoczenia Kuby? 

Nie powiem nic, co dotyczy kolejnej części przygód Diabła. Uważam, że zepsułbym w ten sposób czytelnikom całą zabawę. A kiedy możemy się jej spodziewać? Dopiero minął miesiąc od premiery Procesu diabła, na kolejne decyzje przyjdzie pora, ale mogę obiecać, że gdy tylko będę znał konkrety, od razu podzielę się nimi z czytelnikami.

Zatem mój niecny plan wyciągnięcia z Pana tajnych informacji spalił na panewce :) Zatem proszę mi powiedzieć, kim będzie Adrian Bednarek za dziesięć lat? 

Też chciałbym wiedzieć, nawet bardziej niż Pani ;) W marzeniach, szczęśliwym, zdrowym człowiekiem i jednocześnie zawodowym pisarzem z długą listą bestsellerów na koncie. Jedno wiem na pewno – będę robił wszystko, żeby dalej podążać za swoimi marzeniami, a gdzie mnie to zaprowadzi… dowiemy się za dziesięć lat.

W takim razie życzę Panu spełnienia ambitnych marzeń, a biorąc pod uwagę drzemiący w Panu potencjał, jestem dobrej myśli. Serdecznie dziękuję za rozmowę.

Mam nadzieję, że wywiad przekonał Was do sięgniecia po książki autora. Zachęcam też do śledzenia profilu autora na FacebookuOdważycie się?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostaw ślad po sobie i proszę, nie obrażaj nikogo.
Masz pytania, wnioski, spostrzeżenia? Pisz śmiało ;)