Łatwopalni II Przebudzenie - przypomnienie, zapowiedź i "ściśle tajne" fragmenty!
Wielkimi krokami zbliża się premiera Łatwopalnych II Przebudzenie (już 9.04.2014), dlatego postanowiłam przypomnieć Wam pierwszą część tej pięknej opowieści Agnieszki Lingas-Łoniewskiej. W tym poście zamieszczam też niespodziankę dla tych, którzy nie mogą się doczekać premiery - fragmenty, które zaostrzą Wasz apetyt :)
„Gdzieś na Dolnym Śląsku, na spalonej słońcem ziemi, podczas mieniącej się kolorami jesieni, w małym miasteczku u stóp gór spotykają się Oni. Mężczyzna, który wciąż ucieka. Kiedyś wydarzyło się coś, przez co już nigdy nie będzie mógł normalnie żyć, nie zazna spokoju. Ale spotyka ją, śliczną nauczycielkę, której brakuje wiary w siebie i którą dusi małomiasteczkowy konwenans. Ich spotkanie jest jak cud, jesień wybucha, słońce pali, rodzi się miłość.
jego krzyk, jego bieg do zatrzaskujących się za nią drzwi, jego walenie pięściami.
– Monika! Monika, błagam, otwórz, nie zostawiaj mnie, proszę!!!
Siedziała i płakała, bezgłośnie łkała, a łzy spływały po policzkach, jakby rysowały ścieżki wyrzutów sumienia, które ją gnębiły, a jednocześnie były symbolem tego, że ją zostawił.
W milczeniu uprzątnęli nagrobek, przetarli płytę ze złoconymi napisami, ustawili kwiaty w wazonie i zapalili znicze. Postali chwilę w milczeniu i ruszyli w stronę gro bu ojca. Tam Jarek zostawił matkę na chwilę samą. Zawsze kucała tuż przy tablicy z napisem „Janusz Minc. Za wcześnie, kochany, za wcześnie…” i coś szeptała. Jarek wiedział, że to jej osobiste rozmowy z ukochanym mężem, świat, do którego nikt nie miał dostępu, ich własna rzeczywistość, z tym, że ona jest tutaj, a on… gdzieś tam. Gdy już zmierzali do wyjścia, w jednej z alejek Jarek dojrzał wysoką postać mężczyzny, który zapalał znicz na jakimś nagrobku, a potem położył na płycie pojedynczą białą różę.
– Mamo, poczekaj chwilę.
– Znasz tego człowieka?
– Chyba tak. Zaraz cię dogonię.
Pani Minc poszła w kierunku wyjścia, a Jarek skręcił w alejkę i podszedł do samotnego mężczyzny. Ten odwrócił się gwałtownie, ukazując zaczerwienione oczy.
– Lukas?
– Jaro?
Jarek znowu malował. Znowu malował ją, jej twarz, która wryła mu się w pamięć jak dobrze zapamiętana i wielokrotnie uczęszczana ścieżka. Była w nim ciągle, jak zadra tkwiła pod skórą
i chociaż próbował o niej nie myśleć, to nie udawało mu się to. Bo przecież wszystko, co robił, robił dla niej. Mimo, że ona wciąż milczała. Nie odezwała się ani razu. Szalał przez to, rysował
sobie w głowie milion scenariuszy. A może już go nie chce? A może już związała się z Grześkiem? Jeśli faktycznie tak potoczyłyby się ich losy, to oznaczałoby jedno. To nie była miłość. Na całe życie. A był przekonany, że taka właśnie jest. Uczucie mocne i zwalczające wszelkie przeciwności losu. Tylko… oboje potrzebują trochę czasu. Czas, czas… Niby leczy rany. Jaka to bzdura! Co innego wyleczyło, ba, nawet powierzchownie zabliźniło jego poharataną duszę. Miłość do niej. Miłość do matki. Rozmowy. Z samym sobą, oczyszczenie, zrozumienie. A teraz? Na co właściwie czekał? Na co liczył?
– Przyjechałeś? – spytała ochrypłym szeptem.
– Nie mogłem czekać – także wyszeptał, ogarniając śmiałym wzrokiem jej zmienioną sylwetkę. Była piękna, jaśniała jakimś wewnętrznym blaskiem, chociaż oczy miała smutne. Wiedział,
że to on jest temu winien, i miał ochotę urwać sobie swój uparty łeb. Spojrzał na jej zaokrąglony brzuch i znowu utkwił wzrok w jej niebieskich oczach.
– Monika.
– Jarek… Chciałam ci powiedzieć, ale… bałam się.
– To moje dziecko? – spytał twardym tonem, w tym momencie nie myśląc i nie czując nic. Chciał tylko prawdy. Nic więcej. Szczerość. Tylko to.
Gdy dziewczyny weszły do pokoju, Monika usiadła w fotelu, a Sylwia przycupnęła na krześle.
– Co tam? – spytała Monika.
– Ech, do przodu. Wiesz, jestem ta czarna owca, oczywiście w oczach jego rodziny.
– A niby dlaczego?
– Bo nie chcę dać mu szansy. Której to? – Sylwia udała, że liczy na palcach. – Zgubiłam już rachubę.
– A on jak?
– Dzwoni do mnie, najczęściej gdy jest na bani, płacze, krzyczy, kończy się tak, że wyłączam telefon i boję się go włączyć.
– I co dalej?
– Rozwiodę się. Nie mam zamiaru do końca życia być do niego uwiązana. Nie mam zamiaru nadal go kochać. Taki mam plan. – Twardej na ogół Sylwii załamał się głos.
Zanim zdążyła coś powiedzieć, ustami zmiażdżył jej wargi. Całował ją jak szalony, pełen namiętności i pasji, nie czuł padającego
na nich deszczu, nie obchodzili go przechodzący obok turyści, nie było mu zimno, nic go nie obchodziło. Teraz liczyła się tylko ona. Jej usta i dłonie zaciskające się na jego karku. Tutaj, prawie na szczycie Szczelińca, w Górach Stołowych, czuł się naprawdę cudownie, wierzył, że ich miłość będzie trwała wiecznie, że zawsze
będą razem, że pokonają wszystkie przeszkody.
Otworzył oczy i dopił drinka.
– Tak, głupi naiwniaku. Gdy masz dwadzieścia lat, to myślisz, że wystarczy tylko mocno kochać. Niestety, dupku, miłość to czasami zbyt wiele. A czasami za mało. Zapomniałeś o tym wszystkim, co sprawia, że nie można sobie zaplanować życia. O innych ludziach, głupocie własnej i byciu po prostu kawałkiem snobistycznego
sukinsyna. Witaj w piekle, frajerze!
Gdy zadzwoniła komórka, wiedziała, że to znowu on. Zrezygnowana, odebrała.
– Halo?
– Sylwuniu, słońce mojeee – bełkotał. – Ja już naprawdę popracuję. Nie gniewaj się już, proszę…
– Nie gniewam się.
– Czy… tego… mogę wrócić?
– Nie, Marcin. Nie możesz.
– Ale kocham cię, Sylwuniu.
– Ale ja ciebie nie.
– Co ty tam mówisz? Śliczna Sylwuniu?
– Nie kocham cię! Słyszysz! Ty kochasz wódę, a nie mnie! Nie chcę cię znać! – Zanim wybuchła płaczem, zdążyła wyłączyć komórkę. Sama nie wiedziała, czy mówiła prawdę, ale teraz jedyne, czego chciała, to spokój, a nie jego pijackie, bełkotliwe wyznania. Gdy znowu zadzwoniła komórka, odebrała, nie patrząc nawet na wyświetlacz.
– Powiedziałam ci, żebyś do mnie nie dzwonił! Daj mi spokój!!! – warknęła do telefonu, ocierając załzawione oczy. Już sama nie wiedziała, czy płacze z żalu, czy z wściekłości.
– Hm. Mówi Bernard Korczak, kolega Jarka Minca. Cholera, kobieto, zawsze tak odbierasz telefon? – W komórce zagrzmiał czyjś basowy głos.
Gdy zbliżał się do Świebodzic, przypomniało mu się, jak niegdyś jechał tą właśnie drogą i poczuł nieodpartą potrzebę zatrzymania się
i porozmawiania ze światem. Teraz też zjechał na pobocze, poszedł w stronę pól uprawnych. Wiosenne słońce przyjemnie ogrzewało mu twarz, wiał lekki wiatr, świat pachniał budzącą się do życia naturą. Miała tak wiele do zaoferowania, a on tym razem zamierzał z tego skorzystać. Całym sobą. Stanął na środku i popatrzył
przed siebie. Wziął głęboki wdech i rozpostarł ramiona.
– Dla takich chwil warto żyć. – Wystawił twarz do słońca. – Dziękuję… – wyszeptał i przez chwilę trwał w bezruchu, czując rozlewające się po ciele ciepło.
Po chwili wrócił do samochodu i ruszył w lewo, wjeżdżając na górę koło Zamku Książ. Wkrótce minął tablicę komunikującą wjazd do Wałbrzycha. Przejechał przez miasto i po dziesięciu kilometrach
wjechał do miasteczka, w którym odnalazł swoją szansę na odkupienie i nowe życie. I teraz już nigdy nie zamierzał jej zaprzepaścić.
– Ale o co ci chodzi? To moje mieszkanie. Nie. Nie, powiedziałam. Nie potrzebuję. Nie ma mowy! Najpierw wytrzeźwiej! – Gestem pełnym wściekłości wyłączyła telefon.
– Wszystko gra? – spytał cicho, widząc, że dziewczyna jest bardzo zdenerwowana.
– Tak. Nie. Masz jeszcze piwo? – Popatrzyła na niego z zaciśniętą szczęką. Bez słowa sięgnął po butelkę, otworzył zapalniczką i podał.
– Wyjdźmy. – Kiwnęła głową w stronę klatki schodowej. Usiadła na schodach i napiła się ciepłego piwa. Było ohydne, ale miała to gdzieś.
Usiadł obok niej.
– Wiesz, to wszystko jest chore. Mój mąż jest alkoholikiem, wyprowadził się, nadal chleje. A ja co robię? Łagodzę nerwy podłym piwskiem. – Pokręciła głową z gorzkim uśmiechem.
– Przepraszam. Na drugi raz kupię lepsze.
Spojrzała na niego i roześmiała się. W głos. Odchyliła głowę do tyłu i wybuchła szczerym śmiechem. To było ponad jego siły. Złapał jej twarz w dłonie i pocałował. Smakowała piwem i czymś jeszcze, czymś słodkim, cudownym, co sprawiło, że zakręciło mu się w głowie. W życiu się tak nie czuł.
Drgnął, bo usłyszał warkot motocykla. Bernie. Spojrzał na przyjaciela i coś uderzyło go w jego spojrzeniu.
– Co tak długo? Malujecie po nocach?
– Nie. Jeździłem. – Bernie wyciągnął z kufra rzeczy osobiste. Unikał spojrzenia Jarka.
– Co jest?
– A co ma być?
– Nie świruj. Coś się stało?
– Słuchaj, ten jej mąż, to co z nim? Daje fest w palnik? – Bernie usiadł obok na ławce i spojrzał przed siebie.
Jarek zerknął na kumpla.
– A czemu pytasz?
– Dzisiaj widziałem, jak z nim gadała, była strasznie wnerwiona.
– No i?
– Poprosiła o piwo. A potem... – Mężczyzna potarł twarz.
– Bernie? – Jarek spytał ostrzegawczym tonem.
– Do niczego nie doszło. To znaczy, prawie.
– Co zrobiłeś?
– Pocałowałem ją.
– A co ja ci, kurwa, mówiłem? – Minc mówił cicho, ale był wściekły.
Maria Rudzka poczuła, że ciśnienie zaraz rozłupie jej głowę. Wzięła głęboki wdech, żeby się uspokoić.
– Masz rację, niedaleko pada jabłko od jabłoni. Ty mnie zostawiłeś, wypiąłeś się na biedną zakochaną dziewczynę i twój syn zrobił to samo. A od mojej córki wara, małżeństwo twojego syna nigdy naprawdę nie istniało, wszyscy o tym wiedzieli, tylko wy, Czarniewscy, zawsze uważaliście się za coś lepszego i nie dostrzegaliście własnych brudów. A teraz opuść mój dom!
– Ty mnie kochałaś? Zdradziłaś mnie!
– Bo twoja matka powiedziała, że świetnie sobie radzisz w Stanach i związałeś się ze wspaniałą dziewczyną! Jak mogłam jej nie wierzyć, skoro cały czas nie wierzyłam, że mogłeś na dłużej zainteresować się kimś takim jak ja! Też chciałam być kochana i ułożyłam sobie życie. Nieważne, że... – Maria odetchnęła. – Nieważne. Idź już.
Andrzej Czarniewski stał osłupiały i miał wrażenie, że to wszystko, co się dzieje, to tylko sen.
– Co zrobiła moja matka? – spytał cicho.
Joasia i Mateusz Minc
Żona i synek
Będę was kochał zawsze
Gdy ujrzała ten napis, z gardła wyrwał jej się
cichy szloch. Ukucnęła i usiłowała odpalić zapałkę, ale drżące ręce na to nie pozwalały.
– Byłaś pyskatą uczennicą jednym słowem?
– Miałam zawsze wiele do powiedzenia. Szybciej mówiłam, niż myślałam.
– Całkiem jak ja. Też nie byłem najgrzeczniejszym dzieckiem. Mam dwóch starszych braci, więc moja mama często bywała w szkole i wysłuchiwała, co Korczaki znowu zmalowali.
– Współczuję jej. – Sylwia uśmiechnęła się i zaczęła sprzątać ze stołu.
– Za to teraz ma trzech chłopów na schwał.
– Twoi bracia też są tacy... duzi?
– Ja wyrosłem najbardziej, ale całkiem postawne z nich chłopy. Błażej i Barnaba mają już rodziny.
– Błażej, Barnaba, Bernard. Fajne imiona! – Roześmiała się.
– Moja mama Barbara i ojciec Bartosz mieli ograniczoną fantazję, jeśli chodzi o litery alfabetu.
– Fajnie, podoba mi się to.
– Mnie ty się podobasz – powiedział, zanim zdążył to przemyśleć.
– Muszę. To moja kara. Do końca życia. Wybacz mi – jęknął, złapał jej twarz i mocno pocałował w usta.
– Nigdy więcej tego nie rób – szepnęła, odsuwając się, gdy uwolnił ją z silnego uścisku.
– Dokładnie, Czarniewski! Radziłbym ci posłuchać! – Głos Jarka był ostry i zimny jak to wiosenne późnowieczorne powietrze.
– A ty chcesz, aby było coś więcej?
Sylwia zagryzła wargę.
– Sil, pytam się. Martwię się do cholery, powiedz mi, chciałabyś? – Monika przechwyciła jej spojrzenie i chyba już znała odpowiedź.
– Tak – cicho odparła blondynka. – Ale się wpakowałam, nie?
– Kochanie. – Monika wstała i przytuliła przyjaciółkę. – Czasami nie ma się wpływu na pewne rzeczy.
– Najgorsze jest to, że Marcin ciągle jest dla mnie ważny. Ale nie chcę już z nim być, straciłam do niego szacunek. Kocham go, ale wiesz, jakąś taką starą miłością. Kocham, ale nie jestem w nim zakochana. Ty wiesz najlepiej, o co mi chodzi, prawda, Moni? – Sylwia złapała stojącą przy niej dziewczynę za ręce.
Gdy Monika wysiadła na wałbrzyskim Podzamczu, pierwsze, co ujrzała, to czarne nieoznakowane auto z migającym w środku niebieskim światłem. Za kierownicą siedział facet, drugi wpatrywał się w wysiadających z busa ludzi. Gdy jego wzrok zatrzymał się na niej, poczuła zimno przebiegające wzdłuż kręgosłupa.
– Pani Monika Rudzka? – Ogorzały na twarzy mężczyzna machnął jej przed nosem legitymacją.
– Tak, co... o co chodzi? – spytała drżącym głosem.
– Zapraszam. Musimy porozmawiać w sprawie pana Minca.
– Czy coś się stało?
Monika potarła skronie. Złoty chłopiec. Grzesiek. Jezu... Była tylko jedna osoba, która życzyła jej wszystkiego najgorszego. Poczuła dławienie w gardle. I w tym momencie otworzyły się drzwi i stanął w nich nieznajomy mężczyzna. Miał czarne włosy i brązowe oczy, które patrzyły na nią z jakimś dziwnym blaskiem. Poczuła strach.
– Nie mówili mi, że jesteś taka ładniutka. – Uśmiechnął się i wszedł do środka, starannie zamykając za sobą drzwi.
– A ty co byś zrobił? – Jarek zatrzymał się i spojrzał na potężnego mężczyznę. Hm. Może nie powinien pytać? Lukas na pewno by nie rozmawiał. Nie ostrzegał. Nie groził. On po prostu... posprzątałby, a potem przewiózł delikwenta do pewnego lasku na wrocławskich Osobowicach.
– O to też nie pytaj – mruknął Łukasz i spojrzał na komórkę. – Dobra, jedziemy do tej Chorodyńskiej. Powiem ci, co masz robić. Lepiej, żeby mnie nie widziała.
– Masz z nią na pieńku? – spytał Jarek, gdy wsiedli do samochodu.
– Nie znam kobiety. Ale robię dużo... powiedzmy innych rzeczy dla innego gliniarza.
– Rozumiem i nie pytam.
– Sam wiesz, co było. Przeszłości nie zmienisz, ale zawsze możesz spróbować być porządnym gościem. – Lukas wpatrywał się w drogę z poważną miną.
– Zawsze byłeś porządnym gościem.
– Taaak. Tylko czasami szedłem złą drogą. Jarek już nic nie powiedział. On też szedł złą drogą.
Gdy weszli do jej ciasnego pokoiku, od razu poczuła jakieś napięcie wiszące w powietrzu. Czarniewski siedział przy biurku i trzymał się za głowę, kiwając w przód i w tył. Jarek spojrzał na niego, potem na Chorodyńską i zmarszczył brwi.
– Co się dzieje?
– Niech pan siada.
– Nie mam zamiaru, w tej chwili...
– Siadaj!!! – Podkomisarz, jak na taką małą kobietę, miała cholernie donośny głos.
Minc usiadł, patrząc na nią ponurym wzrokiem.
– Co on tu robi? Co tu robisz, Czarniewski?
– Ja pierdolę...
– Co się dzieje?
– Nie chciałem tego! – Grzesiek kiwał się jak w amoku.
– Co on mówi? – Jarek wskazał na blondyna palcem i utkwił wzrok w policjantce.
– Nie słuchaj go, znaczy niech pan go nie słucha. – Chorodyńska rzuciła jakieś papiery na biurko. – Zaraz oszaleję – powiedziała do siebie.
Gnojkami zresztą już zajmowała się policja, poirytowana Chorodyńska rozdawała polecenia i krzyczała na Borowskiego, który stał spokojnie przy samochodzie i uśmiechał się tym swoim bezczelnym uśmiechem.
– Cholera, gdy cię tylko zobaczyłam, wiedziałam, że będą kłopoty!
– O co ci chodzi, pani podkomisarz? Wyświadczyliśmy wam przysługę. Macie gotowy towar do zapakowania, nie musicie sobie brudzić rąk albo, co gorsza, ganiać chłopców po tym uroczym lasku.
– Jeszcze sobie porozmawiamy. Będę miała przez was wielkie kłopoty. Że nie wspomnę o tym burdelu w komisariacie.
– Powiedziałem, że za wszystko zapłacę. I dorzucę coś jeszcze na cele rozwojowe. – Lukas mrugnął i wyszczerzył się w uśmiechu.
Monika czuła ból przepełniający przyjaciółkę i chciała jej pomóc. Ale w tej sprawie trudno było cokolwiek doradzić. Sylwia sama musiała stawić temu czoło i podjąć trudne decyzje. Tak jest w życiu. To pasmo ciągłych decyzji, wyborów, podejmowania wyzwań i obierania kierunków. Czasami serce jest kompasem, innym razem musimy posłuchać rozumu. Odwieczny problem romantyków, serce czy szkiełko? Jak to było?
Czucie i wiara silniej mówi do mnie niż mędrca szkiełko i oko.
Co wybrać, czym się kierować? Sylwia stanęła właśnie przed takim życiowym wyborem.
Monika czuła ból przepełniający przyjaciółkę i chciała jej pomóc. Ale w tej sprawie trudno było cokolwiek doradzić. Sylwia sama musiała stawić temu czoło i podjąć trudne decyzje. Tak jest w życiu. To pasmo ciągłych decyzji, wyborów, podejmowania wyzwań i obierania kierunków. Czasami serce jest kompasem, innym razem musimy posłuchać rozumu. Odwieczny problem romantyków, serce czy szkiełko? Jak to było? Czucie i wiara silniej mówi do mnie niż mędrca szkiełko i oko.
Co wybrać, czym się kierować? Sylwia stanęła właśnie przed takim życiowym wyborem.
Ale los zadrwi znowu, z obojga”
źródło: Wydawnictwo Filia
Jeśli czytając zapowiedź spodziewacie się banalnego romansu o zakompleksionej kobiecie z małego miasteczka i mężczyźnie z przeszłością, to znaczy, że nie znacie twórczości Agnieszki Lingas-Łoniewskiej. Nic, co tworzy nie jest banalne, a losy bohaterów przyprawiają czytelnika o szybsze bicie serca i wyciskają morze łez. W tym przypadku nie jest inaczej. Powieść porusza ważne kwestie i dotyka bolesnych tematów, ukazuje skomplikowaną naturę człowieka. Przedstawione problemy mogą spotkać każdego z nas, przez co jesteśmy w stanie identyfikować się z bohaterami.
Dla mnie to przede wszystkim piękna opowieść obyczajowa, która pochłonęła mnie tak, że straciłam poczucie czasu. Zaczęłam czytać przed snem, a ocknęłam się dopiero o 3 rano :) Prawdziwi bohaterowie, zarysowani tak, że nie sposób ich nie lubić, wciągnęli mnie w swój świat i nie wypuścili do ostatniej strony. Nieidealni, ale za to pełnokrwiści i bardzo ludzcy. Choć czasem ich nie rozumiałam, usiłowałam postawić się na ich miejscu, wniknąć w ich umysły. Styp pisania Lingas-Łoniewskiej świetnie to umożliwia. Pierwszy tom trylogii jest powieścią obyczajową w pełnym tego słowa znaczeniu, lecz autorka zdradza, że kolejne tomy będą bardziej sensacyjne i bliżej im będzie do napisanej wcześniej trylogii „Zakręty losu”.
Na życzenie czytelników pisarka zamieściła na swoim profilu, na facebooku fragmenty kilku rozdziałów „Przebudzenia”.
Dzięki uprzejmości autorki możecie przeczytać je poniżej – dziękuję Pani Agnieszko!
W młodej kobiecie coś się jednak zmieniło. Wydarzenia z ostatniego półrocza umocniły ją, utwierdziły w poczuciu, że należy mocniej stąpać po ziemi, walczyć o siebie, bo przecież w każdym człowieku tkwi coś z egoisty. I należy to w zdrowy sposób pielęgnować. A ona, zawsze altruistycznie podchodząca do otoczenia, teraz jakby wzmocniona przez niedawne przeżycia
i małą istotkę mieszkającą pod jej sercem, już nie była tą ugrzecznioną Moniką sprzed lat. Może to ciąża obudziła w niej instynkt przetrwania i chęć bronienia swego potomstwa, a może w końcu przekroczyła pewną granicę, zza której nie ma powrotu, trzeba iść dalej, ale jest się już innym człowiekiem, jakby po wewnętrznej transformacji?
Jeśli czytając zapowiedź spodziewacie się banalnego romansu o zakompleksionej kobiecie z małego miasteczka i mężczyźnie z przeszłością, to znaczy, że nie znacie twórczości Agnieszki Lingas-Łoniewskiej. Nic, co tworzy nie jest banalne, a losy bohaterów przyprawiają czytelnika o szybsze bicie serca i wyciskają morze łez. W tym przypadku nie jest inaczej. Powieść porusza ważne kwestie i dotyka bolesnych tematów, ukazuje skomplikowaną naturę człowieka. Przedstawione problemy mogą spotkać każdego z nas, przez co jesteśmy w stanie identyfikować się z bohaterami.
Dla mnie to przede wszystkim piękna opowieść obyczajowa, która pochłonęła mnie tak, że straciłam poczucie czasu. Zaczęłam czytać przed snem, a ocknęłam się dopiero o 3 rano :) Prawdziwi bohaterowie, zarysowani tak, że nie sposób ich nie lubić, wciągnęli mnie w swój świat i nie wypuścili do ostatniej strony. Nieidealni, ale za to pełnokrwiści i bardzo ludzcy. Choć czasem ich nie rozumiałam, usiłowałam postawić się na ich miejscu, wniknąć w ich umysły. Styp pisania Lingas-Łoniewskiej świetnie to umożliwia. Pierwszy tom trylogii jest powieścią obyczajową w pełnym tego słowa znaczeniu, lecz autorka zdradza, że kolejne tomy będą bardziej sensacyjne i bliżej im będzie do napisanej wcześniej trylogii „Zakręty losu”.
A co będzie w tomie II? Przeczytajcie:
"Kiedyś się przebudzisz i dojdziesz do wniosku, że możesz nabrać powietrza w płuca i nie czujesz już tego nieznośnego bólu. Zrozumiesz, że właśnie nadszedł dla ciebie nowy dzień. Po tym przebudzeniu już wszystko będzie inne, bardziej przyjazne i mniej bolesne. Ale całej przeszłości nigdy nie wymażesz".
Bohaterowie "Łatwopalnych" zmagają się z własną przeszłością, teraźniejszością, budując mozolnie szczęśliwą przyszłość. Jarek, Monika, Sylwia, Bernie, Grzesiek, Dorota. Życie wymaga poświęceń i szybkich decyzji. Jednak czy wszyscy są na to gotowi? Kontynuacja historii o gorącej miłości w malowniczych klimatach Dolnego Śląska
źródło: blog AutorkiNa życzenie czytelników pisarka zamieściła na swoim profilu, na facebooku fragmenty kilku rozdziałów „Przebudzenia”.
Dzięki uprzejmości autorki możecie przeczytać je poniżej – dziękuję Pani Agnieszko!
Łatwopalni II Przebudzenie - fragmenty
Rozdział 1
i małą istotkę mieszkającą pod jej sercem, już nie była tą ugrzecznioną Moniką sprzed lat. Może to ciąża obudziła w niej instynkt przetrwania i chęć bronienia swego potomstwa, a może w końcu przekroczyła pewną granicę, zza której nie ma powrotu, trzeba iść dalej, ale jest się już innym człowiekiem, jakby po wewnętrznej transformacji?
Rozdział 2
I gdy go ujrzała, takiego znajomego, a jednocześnie obcego,
przypomniała sobie te wszystkie momenty, kiedy na niego czekała, nasłuchiwała, przywoływała w myślach jego twarz, rysowała pod powiekami jego oczy, zielone, cudowne, takie jej, a jednocześnie takie dalekie, obce czasami… Nie mogła. Po prostu nie mogła z nim wówczas rozmawiać. Chyba już na zawsze będzie pamiętałajego krzyk, jego bieg do zatrzaskujących się za nią drzwi, jego walenie pięściami.
– Monika! Monika, błagam, otwórz, nie zostawiaj mnie, proszę!!!
Siedziała i płakała, bezgłośnie łkała, a łzy spływały po policzkach, jakby rysowały ścieżki wyrzutów sumienia, które ją gnębiły, a jednocześnie były symbolem tego, że ją zostawił.
Rozdział 3
W milczeniu uprzątnęli nagrobek, przetarli płytę ze złoconymi napisami, ustawili kwiaty w wazonie i zapalili znicze. Postali chwilę w milczeniu i ruszyli w stronę gro bu ojca. Tam Jarek zostawił matkę na chwilę samą. Zawsze kucała tuż przy tablicy z napisem „Janusz Minc. Za wcześnie, kochany, za wcześnie…” i coś szeptała. Jarek wiedział, że to jej osobiste rozmowy z ukochanym mężem, świat, do którego nikt nie miał dostępu, ich własna rzeczywistość, z tym, że ona jest tutaj, a on… gdzieś tam. Gdy już zmierzali do wyjścia, w jednej z alejek Jarek dojrzał wysoką postać mężczyzny, który zapalał znicz na jakimś nagrobku, a potem położył na płycie pojedynczą białą różę.
– Mamo, poczekaj chwilę.
– Znasz tego człowieka?
– Chyba tak. Zaraz cię dogonię.
Pani Minc poszła w kierunku wyjścia, a Jarek skręcił w alejkę i podszedł do samotnego mężczyzny. Ten odwrócił się gwałtownie, ukazując zaczerwienione oczy.
– Lukas?
– Jaro?
Rozdział 4
Jarek znowu malował. Znowu malował ją, jej twarz, która wryła mu się w pamięć jak dobrze zapamiętana i wielokrotnie uczęszczana ścieżka. Była w nim ciągle, jak zadra tkwiła pod skórą
i chociaż próbował o niej nie myśleć, to nie udawało mu się to. Bo przecież wszystko, co robił, robił dla niej. Mimo, że ona wciąż milczała. Nie odezwała się ani razu. Szalał przez to, rysował
sobie w głowie milion scenariuszy. A może już go nie chce? A może już związała się z Grześkiem? Jeśli faktycznie tak potoczyłyby się ich losy, to oznaczałoby jedno. To nie była miłość. Na całe życie. A był przekonany, że taka właśnie jest. Uczucie mocne i zwalczające wszelkie przeciwności losu. Tylko… oboje potrzebują trochę czasu. Czas, czas… Niby leczy rany. Jaka to bzdura! Co innego wyleczyło, ba, nawet powierzchownie zabliźniło jego poharataną duszę. Miłość do niej. Miłość do matki. Rozmowy. Z samym sobą, oczyszczenie, zrozumienie. A teraz? Na co właściwie czekał? Na co liczył?
Rozdział 5
– Przyjechałeś? – spytała ochrypłym szeptem.
– Nie mogłem czekać – także wyszeptał, ogarniając śmiałym wzrokiem jej zmienioną sylwetkę. Była piękna, jaśniała jakimś wewnętrznym blaskiem, chociaż oczy miała smutne. Wiedział,
że to on jest temu winien, i miał ochotę urwać sobie swój uparty łeb. Spojrzał na jej zaokrąglony brzuch i znowu utkwił wzrok w jej niebieskich oczach.
– Monika.
– Jarek… Chciałam ci powiedzieć, ale… bałam się.
– To moje dziecko? – spytał twardym tonem, w tym momencie nie myśląc i nie czując nic. Chciał tylko prawdy. Nic więcej. Szczerość. Tylko to.
Rozdział 6
– Co tam? – spytała Monika.
– Ech, do przodu. Wiesz, jestem ta czarna owca, oczywiście w oczach jego rodziny.
– A niby dlaczego?
– Bo nie chcę dać mu szansy. Której to? – Sylwia udała, że liczy na palcach. – Zgubiłam już rachubę.
– A on jak?
– Dzwoni do mnie, najczęściej gdy jest na bani, płacze, krzyczy, kończy się tak, że wyłączam telefon i boję się go włączyć.
– I co dalej?
– Rozwiodę się. Nie mam zamiaru do końca życia być do niego uwiązana. Nie mam zamiaru nadal go kochać. Taki mam plan. – Twardej na ogół Sylwii załamał się głos.
Rozdział 7
Zanim zdążyła coś powiedzieć, ustami zmiażdżył jej wargi. Całował ją jak szalony, pełen namiętności i pasji, nie czuł padającego
na nich deszczu, nie obchodzili go przechodzący obok turyści, nie było mu zimno, nic go nie obchodziło. Teraz liczyła się tylko ona. Jej usta i dłonie zaciskające się na jego karku. Tutaj, prawie na szczycie Szczelińca, w Górach Stołowych, czuł się naprawdę cudownie, wierzył, że ich miłość będzie trwała wiecznie, że zawsze
będą razem, że pokonają wszystkie przeszkody.
Otworzył oczy i dopił drinka.
sukinsyna. Witaj w piekle, frajerze!
Rozdział 8
– Halo?
– Sylwuniu, słońce mojeee – bełkotał. – Ja już naprawdę popracuję. Nie gniewaj się już, proszę…
– Nie gniewam się.
– Czy… tego… mogę wrócić?
– Nie, Marcin. Nie możesz.
– Ale kocham cię, Sylwuniu.
– Ale ja ciebie nie.
– Co ty tam mówisz? Śliczna Sylwuniu?
– Nie kocham cię! Słyszysz! Ty kochasz wódę, a nie mnie! Nie chcę cię znać! – Zanim wybuchła płaczem, zdążyła wyłączyć komórkę. Sama nie wiedziała, czy mówiła prawdę, ale teraz jedyne, czego chciała, to spokój, a nie jego pijackie, bełkotliwe wyznania. Gdy znowu zadzwoniła komórka, odebrała, nie patrząc nawet na wyświetlacz.
– Powiedziałam ci, żebyś do mnie nie dzwonił! Daj mi spokój!!! – warknęła do telefonu, ocierając załzawione oczy. Już sama nie wiedziała, czy płacze z żalu, czy z wściekłości.
– Hm. Mówi Bernard Korczak, kolega Jarka Minca. Cholera, kobieto, zawsze tak odbierasz telefon? – W komórce zagrzmiał czyjś basowy głos.
Rozdział 9
i porozmawiania ze światem. Teraz też zjechał na pobocze, poszedł w stronę pól uprawnych. Wiosenne słońce przyjemnie ogrzewało mu twarz, wiał lekki wiatr, świat pachniał budzącą się do życia naturą. Miała tak wiele do zaoferowania, a on tym razem zamierzał z tego skorzystać. Całym sobą. Stanął na środku i popatrzył
przed siebie. Wziął głęboki wdech i rozpostarł ramiona.
– Dla takich chwil warto żyć. – Wystawił twarz do słońca. – Dziękuję… – wyszeptał i przez chwilę trwał w bezruchu, czując rozlewające się po ciele ciepło.
Po chwili wrócił do samochodu i ruszył w lewo, wjeżdżając na górę koło Zamku Książ. Wkrótce minął tablicę komunikującą wjazd do Wałbrzycha. Przejechał przez miasto i po dziesięciu kilometrach
wjechał do miasteczka, w którym odnalazł swoją szansę na odkupienie i nowe życie. I teraz już nigdy nie zamierzał jej zaprzepaścić.
Rozdział 10
– Wszystko gra? – spytał cicho, widząc, że dziewczyna jest bardzo zdenerwowana.
– Tak. Nie. Masz jeszcze piwo? – Popatrzyła na niego z zaciśniętą szczęką. Bez słowa sięgnął po butelkę, otworzył zapalniczką i podał.
– Wyjdźmy. – Kiwnęła głową w stronę klatki schodowej. Usiadła na schodach i napiła się ciepłego piwa. Było ohydne, ale miała to gdzieś.
Usiadł obok niej.
– Wiesz, to wszystko jest chore. Mój mąż jest alkoholikiem, wyprowadził się, nadal chleje. A ja co robię? Łagodzę nerwy podłym piwskiem. – Pokręciła głową z gorzkim uśmiechem.
– Przepraszam. Na drugi raz kupię lepsze.
Spojrzała na niego i roześmiała się. W głos. Odchyliła głowę do tyłu i wybuchła szczerym śmiechem. To było ponad jego siły. Złapał jej twarz w dłonie i pocałował. Smakowała piwem i czymś jeszcze, czymś słodkim, cudownym, co sprawiło, że zakręciło mu się w głowie. W życiu się tak nie czuł.
Rozdział 11
– Co tak długo? Malujecie po nocach?
– Nie. Jeździłem. – Bernie wyciągnął z kufra rzeczy osobiste. Unikał spojrzenia Jarka.
– Co jest?
– A co ma być?
– Nie świruj. Coś się stało?
– Słuchaj, ten jej mąż, to co z nim? Daje fest w palnik? – Bernie usiadł obok na ławce i spojrzał przed siebie.
Jarek zerknął na kumpla.
– A czemu pytasz?
– Dzisiaj widziałem, jak z nim gadała, była strasznie wnerwiona.
– No i?
– Poprosiła o piwo. A potem... – Mężczyzna potarł twarz.
– Bernie? – Jarek spytał ostrzegawczym tonem.
– Do niczego nie doszło. To znaczy, prawie.
– Co zrobiłeś?
– Pocałowałem ją.
– A co ja ci, kurwa, mówiłem? – Minc mówił cicho, ale był wściekły.
Rozdział 12
– Masz rację, niedaleko pada jabłko od jabłoni. Ty mnie zostawiłeś, wypiąłeś się na biedną zakochaną dziewczynę i twój syn zrobił to samo. A od mojej córki wara, małżeństwo twojego syna nigdy naprawdę nie istniało, wszyscy o tym wiedzieli, tylko wy, Czarniewscy, zawsze uważaliście się za coś lepszego i nie dostrzegaliście własnych brudów. A teraz opuść mój dom!
– Ty mnie kochałaś? Zdradziłaś mnie!
– Bo twoja matka powiedziała, że świetnie sobie radzisz w Stanach i związałeś się ze wspaniałą dziewczyną! Jak mogłam jej nie wierzyć, skoro cały czas nie wierzyłam, że mogłeś na dłużej zainteresować się kimś takim jak ja! Też chciałam być kochana i ułożyłam sobie życie. Nieważne, że... – Maria odetchnęła. – Nieważne. Idź już.
Andrzej Czarniewski stał osłupiały i miał wrażenie, że to wszystko, co się dzieje, to tylko sen.
– Co zrobiła moja matka? – spytał cicho.
Rozdział 13
Żona i synek
Będę was kochał zawsze
Gdy ujrzała ten napis, z gardła wyrwał jej się
cichy szloch. Ukucnęła i usiłowała odpalić zapałkę, ale drżące ręce na to nie pozwalały.
Rozdział 14
– Miałam zawsze wiele do powiedzenia. Szybciej mówiłam, niż myślałam.
– Całkiem jak ja. Też nie byłem najgrzeczniejszym dzieckiem. Mam dwóch starszych braci, więc moja mama często bywała w szkole i wysłuchiwała, co Korczaki znowu zmalowali.
– Współczuję jej. – Sylwia uśmiechnęła się i zaczęła sprzątać ze stołu.
– Za to teraz ma trzech chłopów na schwał.
– Twoi bracia też są tacy... duzi?
– Ja wyrosłem najbardziej, ale całkiem postawne z nich chłopy. Błażej i Barnaba mają już rodziny.
– Błażej, Barnaba, Bernard. Fajne imiona! – Roześmiała się.
– Moja mama Barbara i ojciec Bartosz mieli ograniczoną fantazję, jeśli chodzi o litery alfabetu.
– Fajnie, podoba mi się to.
– Mnie ty się podobasz – powiedział, zanim zdążył to przemyśleć.
Rozdział 15
– Nigdy więcej tego nie rób – szepnęła, odsuwając się, gdy uwolnił ją z silnego uścisku.
– Dokładnie, Czarniewski! Radziłbym ci posłuchać! – Głos Jarka był ostry i zimny jak to wiosenne późnowieczorne powietrze.
Rozdział 16
Sylwia zagryzła wargę.
– Sil, pytam się. Martwię się do cholery, powiedz mi, chciałabyś? – Monika przechwyciła jej spojrzenie i chyba już znała odpowiedź.
– Tak – cicho odparła blondynka. – Ale się wpakowałam, nie?
– Kochanie. – Monika wstała i przytuliła przyjaciółkę. – Czasami nie ma się wpływu na pewne rzeczy.
– Najgorsze jest to, że Marcin ciągle jest dla mnie ważny. Ale nie chcę już z nim być, straciłam do niego szacunek. Kocham go, ale wiesz, jakąś taką starą miłością. Kocham, ale nie jestem w nim zakochana. Ty wiesz najlepiej, o co mi chodzi, prawda, Moni? – Sylwia złapała stojącą przy niej dziewczynę za ręce.
Rozdział 17
– Pani Monika Rudzka? – Ogorzały na twarzy mężczyzna machnął jej przed nosem legitymacją.
– Tak, co... o co chodzi? – spytała drżącym głosem.
– Zapraszam. Musimy porozmawiać w sprawie pana Minca.
– Czy coś się stało?
Rozdział 18
– Nie mówili mi, że jesteś taka ładniutka. – Uśmiechnął się i wszedł do środka, starannie zamykając za sobą drzwi.
Rozdział 19
– O to też nie pytaj – mruknął Łukasz i spojrzał na komórkę. – Dobra, jedziemy do tej Chorodyńskiej. Powiem ci, co masz robić. Lepiej, żeby mnie nie widziała.
– Masz z nią na pieńku? – spytał Jarek, gdy wsiedli do samochodu.
– Nie znam kobiety. Ale robię dużo... powiedzmy innych rzeczy dla innego gliniarza.
– Rozumiem i nie pytam.
– Sam wiesz, co było. Przeszłości nie zmienisz, ale zawsze możesz spróbować być porządnym gościem. – Lukas wpatrywał się w drogę z poważną miną.
– Zawsze byłeś porządnym gościem.
– Taaak. Tylko czasami szedłem złą drogą. Jarek już nic nie powiedział. On też szedł złą drogą.
Rozdział 20
– Co się dzieje?
– Niech pan siada.
– Nie mam zamiaru, w tej chwili...
– Siadaj!!! – Podkomisarz, jak na taką małą kobietę, miała cholernie donośny głos.
Minc usiadł, patrząc na nią ponurym wzrokiem.
– Co on tu robi? Co tu robisz, Czarniewski?
– Ja pierdolę...
– Co się dzieje?
– Nie chciałem tego! – Grzesiek kiwał się jak w amoku.
– Co on mówi? – Jarek wskazał na blondyna palcem i utkwił wzrok w policjantce.
– Nie słuchaj go, znaczy niech pan go nie słucha. – Chorodyńska rzuciła jakieś papiery na biurko. – Zaraz oszaleję – powiedziała do siebie.
Rozdział 21
– Cholera, gdy cię tylko zobaczyłam, wiedziałam, że będą kłopoty!
– O co ci chodzi, pani podkomisarz? Wyświadczyliśmy wam przysługę. Macie gotowy towar do zapakowania, nie musicie sobie brudzić rąk albo, co gorsza, ganiać chłopców po tym uroczym lasku.
– Jeszcze sobie porozmawiamy. Będę miała przez was wielkie kłopoty. Że nie wspomnę o tym burdelu w komisariacie.
– Powiedziałem, że za wszystko zapłacę. I dorzucę coś jeszcze na cele rozwojowe. – Lukas mrugnął i wyszczerzył się w uśmiechu.
Rozdział 22
Lecz zrozumiała także coś innego. Ten wysoki motocyklista na zawsze zostanie w niej, w jej umyśle, w pragnieniach, niespełnionych marzeniach. Czasami kochać kogoś to za mało, czasami miłość trafia w nieodpowiedni moment, czasami trzeba szukać innej drogi i choćby była bolesna i pełna tęsknoty, to tak należy postąpić. Jeśli jest się człowiekiem honorowym.
Rozdział 23
Czucie i wiara silniej mówi do mnie niż mędrca szkiełko i oko.
Co wybrać, czym się kierować? Sylwia stanęła właśnie przed takim życiowym wyborem.
Rozdział 23
Co wybrać, czym się kierować? Sylwia stanęła właśnie przed takim życiowym wyborem.
źródło: KLIK
Podobało się? Czujecie się zachęceni? Gorąco namawiam, jeśli jeszcze nie znacie książek autorki - przeczytajcie. To nie będzie strata czasu, a emocjonujące przeżycie. Polecam!
PS. Autorka na swoim profilu fb dzieli się z nami cząstkami poszczególnych rozdziałów i tak chyba będzie do dnia premiery, zatem zapraszam codziennie. Czekam równie niecierpliwie jak Wy :)
PS. Autorka na swoim profilu fb dzieli się z nami cząstkami poszczególnych rozdziałów i tak chyba będzie do dnia premiery, zatem zapraszam codziennie. Czekam równie niecierpliwie jak Wy :)
Muszę powiedzieć, że mi się spodobało :D Na pewno przeczytam coś tej autorki :)
OdpowiedzUsuńBrzmi super! Nie mogę się doczekać, kiedy zacznę ją czytać.
OdpowiedzUsuńNaprawdę warto, to są świetne książki. Proponuję zacząć od "Bez przebaczenia" ")
OdpowiedzUsuńMoja droga, ja jestem wierną miłośniczką tej autorki, dlatego przeczytałam już wszystkie jej książki :) To jedna z moich ulubionych pisarek i nawet miałam przyjemność znaleźć się, a raczej moja krótka opinia na książce ,,Obrońca nocy'' :))
UsuńWidzę, że autorka ma zwyczaj egzaltowania zwykłych opisów, i napełniania ich swoistym patosem, który skłania do zapoznania się, czy zwykłe rzeczy, uczucia, można opisać w sposób niezwykły. Nie chcę nazwać tego typowym w literaturze obyczajowej, ale innowacyjne podejście i styl pisania to to nie jest ;) Jednak warto zaznajomić się z lekturą, a być może ktoś poczuje, że to jego ulubiona książka ;)
OdpowiedzUsuńTo nie ma być innowacyjne, tylko budzące emocje :) Cykl "Łatwopalni" jest przeznaczony raczej dla kobiet, dotyczy głównie miłości i tematów "związkowych", że tak się wyrażę, ale np. "Szósty", czy cykl "Zakręty losu" są pisane mocniejszym językiem, a fragmentów nasyconych patosem jest niewiele.
UsuńWiem, że dla kobiet, ale wydaję mi się, że czasem trzeba spojrzeć męskim okiem na pewne rzeczy ;PP
UsuńMoże zerknę na polecane pozycje ;D
Super już nie mogę się doczekać by przeczytać POLECAM jak wszystkie książki tej autorki po prostu jestem oczarowana jej pisownią :)
OdpowiedzUsuńTwórczość tej autorki pozostaje przede mną, jednak już teraz wielką ochotę na jej powieści!
OdpowiedzUsuńUwielbiam książki tej autorki, przeczytaj zakręty losu, to dopiero historia.
OdpowiedzUsuńKsiązka jak najbardziej dla mnie :) Na pewno przeczytam jedną i drugą część.
OdpowiedzUsuńWypadałoby się rozejrzeć za pierwszą częścią, bo na drugą, tymi fragmentami narobiłaś mi ochoty!
OdpowiedzUsuńhttp://pobudzwyobraznie.blogspot.com
rozejrzyj się, najlepiej za wszystkimi książkami autorki :)
UsuńMuszę zacząć od początku całą serię.
OdpowiedzUsuńPrzede mną ,,Brudny świat", czyli pierwsze spotkanie z twórczością autorki. Jeśli ono będzie udane, to ,,Łatwopalni I" są następni w kolejce ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam "Brudny świat" mimo zarzutów, że jest dość ckliwy, a miłość rozwija się zbyt szybko. Nie słuchaj tych opinii :) Polecam też "Bez przebaczenia".
UsuńMuszę zapoznać się z twórczością tej autorki i to dzięki Tobie !! ;)
OdpowiedzUsuńKingo, bardzo się cieszę :) Nie będziesz zawiedziona.
UsuńPierwsza część Łatwopalnych czeka na półce jeszcze nie przeczytana. Dzień góra dwa przed premierą drugiego tomu pochłonę, pobiegnę do księgarni i wyłowię Przebudzenie :) Chociaż ciężko będzie czekać na trzeci tom, ach..
OdpowiedzUsuńtrzeci tom w czerwcu, jakoś dotrwamy :) Autorka pisze, że będzie się działo i znając ją na pewno nas zaskoczy.
UsuńOdpowiedziałam na nominację, za którą jeszcze raz dziękuję ;)
OdpowiedzUsuńhttp://sylu-own-space.blogspot.com/2014/03/libster-blog-award-2.html
Koniecznie muszę przeczytać pierwszą część! :)
OdpowiedzUsuńWidziałam już tę ksiązkę, krążą o niej notki na profilu Wydawnictwa, ale nie wiem, czy zdołam się do niej przekonać :/
OdpowiedzUsuń